TOP 10: Najlepsze filmy 2020
W tym roku wybierając Najlepsze filmy 2020 skupimy się nie tylko na premierach kinowych (z uwagi na ich deficyt), ale także tytułach, które po raz pierwszy można było zobaczyć w Polsce za sprawą VOD czy telewizji. Pozwala to być może na jeszcze większą różnorodność prezentowanych tytułów, od kina typowo nowohoryzontowego po kinowe przeboje. Kolejność alfabetyczna. Dajcie znać w komentarzach, jakie filmy Wam się najbardziej spodobały.
Biały, Biały dzień – Hlynur Pálmason
Biały, biały dzień jest doskonałym przykładem filmu, który z czysto politycznych i wyrachowanych względów nie został nominowany do międzynarodowego Oscara, choć na to wyróżnienie całkowicie zasłużył. Szczególnie biorąc pod uwagę kształt finałowej piątki. Aż trudno uwierzyć, że ten nasiąknięty artystyczną wizją obraz rozpadu człowieczeństwa, nie otrzymał żadnej istotnej nagrody, a jeśli już gdzieś odnotowano jego istnienie, to tylko z uwagi na rolę głównego aktora (fenomenalnego Ingvara Sigurðssona).
Błąd systemu – Nora Fingscheidt
Dzieło Nory Fingscheidt to przejmujące i wstrząsające kino społeczne ukazujące portret nadpobudliwego dziecka, które nie mieści się w ramach tytułowego systemu; każdy, począwszy od matki, przez pedagogów i specjalistów, a na opiekunach społecznych i wychowawcach skończywszy, mimo szlachetnych chęci i maksymalnego zaangażowania, rozkłada ręce w obliczu trudności, jakie niesie ze sobą wychowanie dziewięcioletniej Benni. Film, tak jak jego bohaterka, krzykliwy, roztrzęsiony, mocno emocjonalny. Rola małej Heleny Zengel na długo zostaje w pamięci.
Deerskin – Quentin Dupieux
Deerskin to jazda bez trzymanki. Prawdziwe nowohoryzontowe dziwactwo, leżące gdzieś między prowincjonalnym humorem Małego Quinquina, jatką Tarantino, a spokojem narracyjnym Holy Motors. Reżyser dokładnie wie, jaki efekt chce uzyskać i bez nadmiernego pośpiechu, bez pominięcia żadnego mięsistego kadru, prowadzi nas do niespodziewanego finału. To jeden z najbardziej osobliwych filmów tego roku. Komedia jakich powstaje niewiele. Szczyt absurdu i groteski. Musicie to zobaczyć!
Dżentelmeni – Guy Ritchie
Najnowsze dzieło Guya Ritchie’ego to niezwykle udany powrót reżysera do korzeni. Szalone kino gangsterskie obfitujące w wyborne dialogi, zakręconą fabułę i plejadę barwnych bohaterów. To także wspaniała aktorska zabawa takich gwiazd, jak Matthew McConaughey, Hugh Grant, Colin Farrell czy Michelle Dockery. I nawet jeśli nie jest to poziom Przekrętu, to wciąż rozrywka z naprawdę wysokiej półki. Prosta, niezobowiązująca, ale dostarczająca maksimum świetnej zabawy. W tym ubogim przede wszystkim w kino rozrywkowe roku, Dżentelmeni znacząco się wyróżniają.
Kłamstewko – Lulu Wang
Kłamstewko to poruszające kino obyczajowe, umiejętnie grające na emocjach, bez taniego dramatyzowania, prób fałszowania postaci. Może ta opowieść działa tak dobrze z uwagi na wątki autobiograficzne, w końcu bohaterka to w pewnym sensie sama reżyser, która znając tę opowieść, postanowiła przedstawić ją w sposób szczery, prosty i bez sztucznego jej podkręcania. Reszty dopełnia niewymuszony humor i udane kreacje aktorskie z wyróżniającą się rolą Awkwafiny.
Mank – David Fincher
Mank jest bez wątpienia najmniej rozrywkowym z filmów Finchera, to kino które potrafi solidnie zmęczyć i wymaga sporej znajomości kontekstu nie tylko filmowego, ale także społecznego i politycznego omawianego okresu. W rezultacie łatwo się od tej produkcji odbić. Ozdobą filmu są świetne aktorstwo, przepiękna strona audio-wizualna i zabawa kinem, ale zupełnie nie w stylu Tarantino czy braci Coen. Jest tu mnóstwo smaczków, które wcale nie są podane na tacy. Tak jak cała ta opowieść, którą Fincher snuje na własnych zasadach. I nawet jeśli nie jest to film w pełni udany, to wciąż z uwagi na swój autorski charakter, bije na głowę to co zwyczajowo mają nam do zaoferowania Netflix i kino.
Nieoszlifowane diamenty – Joshua Safdie, Benny Safdie
Film braci Safdie to szalone kino pełne buzujących emocji raz po raz wylewających się z ekranu. Adam Sandler tworzy jedną z najlepszych ról w swojej karierze, chociaż kojarzony jest głównie z głupawych występów, już dawno u Paula Thomasa Andersona udowadniał, że nie brakuje mu umiejętności. Niewątpliwą sztuką jest sprawić, by widz kibicował takiemu bohaterowi jak on – kombinatorowi nie mającemu za grosz szacunku do innych i samego siebie. Sandlerowi się udaje. Nieoszlifowane diamenty to szalony, intensywny i nieustannie trzymający widza na krawędzi film, z wyraźnie autorskim rysem braci Safdie.
Staniczek – Veit Helmer
Veit Helmer, niemiecki reżyser najbardziej kojarzony z filmem Miłość z księżyca, rozkoszował się w opowiadaniu historii o niecodziennych sytuacjach. Był już obraz o zrujnowanym basenie, prowadzonym przez niewidomego z rodziną (Tuvalu), o chłopaku, który dla zdobycia serca rówieśniczki, musi naprawić w tydzień wodociąg w Absurdistanie (Absurdistan), czy o mieszkańcach kazachskiej wioski trudniących się zbieraniem kosmicznych odpadów. Taki jest też jego najnowszy film Staniczek. Fabuła luźno oparta na bajce o Kopciuszku, zamiast nadprzyrodzonych wydarzeń, stawia na dużą dawkę poezji i realizmu magicznego. Jest w tym dziele czułe echo filmów Jacquesa Tatiego, z charakterystyczną dla nich, delikatną absurdalnością.
Staniczek jest przede wszystkim filmem, którego nie zapomnę. Także dziełem, które dało mi całkiem sporo podczas oglądania. Można przyczepiać się do wtórności fabuły, ale tak naprawdę ważne jest tu coś innego. Podobnie jak koronka występująca w napisach początkowych dzieła, wszystko w tym filmie ma charakterystyczną fakturę i w przeciwieństwie do innych współczesnych prób opowiadania bez użycia słów – takich jak Paryż na bosaka – jest czymś więcej niż tylko serią kadrów luźno splecionych ze sobą. Historia Helmera ma głębię i liryczny nastrój, a bywa także całkiem nieprzewidywalna. Trasa pociągu może być z góry ustalona, ale ścieżka życia Nurlana wymaga kilku objazdów, zanim dotrze do nieoczekiwanego, ale pożądanego miejsca docelowego.
Ukryte życie – Terrence Malick
Jak przystało na Malicka, Ukryte życie to absolutnie oszałamiająca audio-wizualnie apoteoza życia, miłości i wiary. Tym razem w przeciwieństwie do swoich ostatnich dokonań reżyser proponuje też konkretną fabułę zamiast impresjonistycznych zbitek, choć to nadal rzecz bliższa Drzewu życia niż Cienkiej czerwonej linii. Jest to jednak niezwykle poruszająca opowieść o austriackim rolniku, który w czasie II wojny światowej odmawia powołania do wojska z powodu moralnych wątpliwości uzasadnionych wiarą. Z czasem w swojej postawie zostaje coraz bardziej osamotniony. Długa, piękna pod względem narracji, straszna pod względem treści opowieść. Malick schodzi nieco na ziemię, ale nadal patrzy w niebo w poszukiwaniu sensu.
ZOBACZ TERAZ:
NAJGORSZE FILMY 2020