„Przemytnik” i „Witajcie w Marwen” – recenzje
PRZEMYTNIK
Możliwość zobaczenia na dużym ekranie blisko 90-letniego Clinta Eastwooda jest bezcenna. Legenda kina ciągle jest aktywna jako reżyser, realizując filmy niemal co rok, ale po drugiej stronie kamery nie widzieliśmy go od czasu filmu Dopóki piłka w grze. Świetnie więc ujrzeć go znów w dobrej formie – w roli zbliżonej nieco do tej pamiętnej z Gran Torino.
W swoim nowym filmie Przemytnik Eastwood opowiada historię Earla Stone’a – człowieka, który całe swoje życie poświęcił pracy, zaniedbując relacje rodzinne. Teraz żona nie chce go znać, a córka w ogóle z nim nie rozmawia. Stając w obliczu bankructwa mężczyzna zaczyna dorabiać jako kierowca na usługach meksykańskiego kartelu. Jego tropem ruszają agenci DEA.
Przemytnikowi daleko do najlepszych filmów Eastwooda, to kino zbyt uproszczone i miejscami naiwne, by mierzyć się z takimi produkcjami jak Rzeka tajemnic czy Za wszelką cenę, ale jednocześnie jest to produkcja znacznie lepsza od ostatnich, bardzo już niemrawych dzieł reżysera. Największą siłą filmu jest sam Eastwood, który jest sobą w każdych okolicznościach i potrafi każdej roli przydać wyrazistego charakteru.
Przemytnik; reżyseria: Clint Eastwood; scenariusz: Nick Schenk; obsada: Clint Eastwood, Bradley Cooper, Laurence Fishburne, Michael Pena, Dianne Wiest, Ignacio Serricchio, Andy Garcia, Taissa Farmiga; zdjęcia: Yves Belanger; muzyka: Arturo Sandoval; kraj: USA; gatunek: dramat; rok produkcji: 2018.
WITAJCIE W MARWEN
Tę historię każdy powinien poznać. Pewien amerykański artysta Mark Hogancamp, został przed laty napadnięty w barze. Po 9 dniach w śpiączce mężczyzna nigdy już w pełni nie wraca do siebie – cierpiąc na zaniki pamięci. Jego azylem staje się Marwencol – fikcyjne miasto w trawionej II wojną światową Belgii. W nim, z pomocą lalek, Hogancamp kreuje nowe historie z udziałem swoim i swoich przyjaciół.
Tę fascynującą opowieść mogliśmy poznać dzięki doskonałemu dokumentowi z 2010 roku, ale jasne było, że zainteresuje się nią również Hollywood. Twórca Forresta Gumpa, Robert Zemeckis, który uwielbia eksperymentować z CGI, za sprawą efektów specjalnych zabiera nas prosto do świata lalek, pełnego marzeń ale i niebezpieczeństw, jednocześnie kreśląc realistyczny dramat z udziałem Steve’a Carella.
Jak to jednak w przypadku ostatnich filmów Zemeckisa bywa, więcej tu technicznych popisów, niż autentycznego zaangażowania w historię, a przecież ta to samograj. Prosty, ckliwy i wypchany banałami scenariusz zamieniają Witajcie w Marwen w kino, które nie pozostawia po sobie większych wrażeń. Wspomniałem, że tę historię trzeba poznać, ale lepiej zrobić to za sprawą dokumentu z 2010 roku.
Witajcie w Marwen; reżyseria: Robert Zemeckis; scenariusz: Robert Zemeckis, Caroline Thompson; obsada: Steve Carell, Leslie Mann, Diane Kruger, Merritt Wever, Janelle Monael, Eiza Gonzalez, Gwendoline Christie; muzyka: Alan Silvestri; zdjęcia: C. Kim Miles; gatunek: dramat, biograficzny; kraj: USA; rok produkcji: 2018
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.