filmFilmy Horroryrecenzja filmu

Truposze nie umierają – recenzja filmu Jima Jarmuscha

Nie ukrywam, że gdy dowiedziałem się, że Jim Jarmusch kręci film o zombie, oczekiwałem powtórki z rozrywki względem Tylko kochankowie przeżyją, gdzie ten genialny reżyser-samouk eksplorował motyw wampira. W tamtej stylowej, kameralnej, hipnotycznej i stanowiącej intelektualną pożywkę produkcji zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Niestety – Truposze nie umierają to zupełnie inna bajka.




Zamiast klimatycznej opowieści o samotności, poszukiwaniu sensu życia i wrażliwości, otrzymujemy groteskową, celowo przeszarżowaną, a jednocześnie surową i pozbawioną energii historię miasteczka owładniętego plagą zombie. W pewnych kwestiach Jarmusch pozostaje jednak konsekwentny. Chodzi o społeczny komentarz i metaforę współczesnego świata. Tam wampiry określały ludzi mianem żywych trupów, dla których kluczową wartością jest konsumpcjonizm. Podobnie w tym przypadku zombiaki są niczym innym jak właśnie już dosłowną metaforą ludzkich żądz i duchowego zepsucia. Tyle, że to wszystko jest już mało subtelne.

Znajdujemy się gdzieś na końcu amerykańskiego świata, w niewielkim miasteczku Centerville, którego życie towarzyskie sprowadza się do przesiadywania w jedynym barze, do którego gości zaliczają się grany przez Steve’a Buscemiego zrzęda i podstarzały Danny Glover. Są tu jeszcze grana przez Tildę Swinton ekscentryczna właścicielka domu pogrzebowego, i trio policjantów: strachliwa Chloe Sevigny, spokojny jak zawsze Adam Driver i wyborny Bill Murray. Wszyscy oni stają się świadkami apokalipsy.

U Jarmuscha aposkalipsa zombie bierze się z ludzkich grzechów wobec natury. W tej pro-ekologicznej produkcji zaczyna się od dziwnych zmian: najpierw z miasta uciekają zwierzęta, potem przestaje zachodzić słońce, wreszcie umarli wstają z grobów. Ci, którzy jeszcze żyją, będą musieli stawić im czoła.

Wspomniałem już, że zombie są u Jarmuscha metaforą konsumpcjonizmu i tak jest w istocie: umarlaki owszem, karmią się żywymi jak na zombie przystało, ale najbardziej ciągnie ich do produktów współczesnego świata, od których uzależnieni byli także wcześniej. Rodzi to kilka zabawnych momentów, ot, choćby scena kiedy martwy Iggy Pop „rzuca się” na kawę, ale ogólnie zdecydowanie brakuje tej produkcji gazu. Powolne „wampiry” Jarmuscha cały czas fascynowały, równie wolne „zombiaki” sprawiają wrażenie nijakich.

Fabularnie pozostawiają więc Truposze wiele do życzenia, a i realizacyjnie nie jest to produkcja równie stylowa i przyjemnie angażująca (nawet pomimo powolnej narracji) jak poprzednie filmy Jarmuscha. Nowemu dziełu znakomitego reżysera zdecydowanie brakuje pazura. Wciąż jednak warto go obejrzeć, choćby dla przepysznej zabawy gatunkiem, odwołań do dawnych mistrzów zombie movie i współczesnej popkultury (mały krążownik Imperium przypięty do kluczy Adama Drviera).

Truposze nie umierają: reżyseria: Jim Jarmusch; scenariusz: Jim Jarmusch; obsada: Bill Murray, Adam Driver, Tilda Swinton, Chloe Sevigny, Steve Buscemi, Danny Glover, Celeb Landry Jones, Selena Gomez, Tom Waits, Iggy Pop, RZA; zdjęcia: Frederick Elmes; muzyka: Jim Jarmusch; gatunek: horror; kraj: USA; rok produkcji: 2019; data polskiej premiery: 26 lipca 2019.T

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

</di

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.