Recenzja filmu Kształt Wody
W najnowszym filmie Guillermo del Toro można zakochać się praktycznie od pierwszej sceny. Wyobraźcie sobie wizjonerstwo Meksykanina, znane nam przecież z innych jego filmów, połączone ze stylistyką rodem z twórczości Jean-Pierre’a Jeuneta, a to w oparach zimnowojennej Ameryki. Wystarczy spojrzeć na codzienność głównej bohaterki, podkreśloną szybkim montażem i cudowną muzyką Desplata, by przekonać się, że na najbliższe dwie godziny wkroczymy w prawdziwy świat magii, w którym wszystko jest możliwe.
Możliwe jest także istnienie potworów. A szczególnie istnienie jednego morskiego stwora, na którym prowadzone są badania w tajnym rządowym laboratorium. To właśnie tu pracuje Eliza, niemowa o tajemniczej przeszłości, której zadaniem – tak jak innych pracownic – jest sprzątanie ośrodka i nie wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Doświadczona przez życie bohaterka, na którą większość osób patrzy z litością i dostrzega w niej „inną”, nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zajrzała tam, gdzie nie wolno.
Warto tu podkreślić kapitalną rolę Sally Hawkins, która przecież musiała stworzyć swoją postać bez dialogów. Udało jej się wykreować niezwykle uroczą, ale i silną – wbrew trudnościom – bohaterkę, kochającą spędzać czas na oglądaniu klasycznych musicali z przyjacielem-gejem i słuchającą w pracy żali kury domowej Zeldy. Samotne podróże autobusem i podkreślanie codziennych nawyków budują jej charakter i uwidaczniają jej „niezwykłość”.
Za sprawą przypadku Eliza pozna bliżej obiekt zainteresowania rządu. W morskim stworze przypominającym bohatera innego filmu del Toro dziewczyna odkryje bratnią duszę, wrażliwe monstrum które jako jedyne na świecie nie będzie widzieć w niej „innej”, bo pokocha ją taką jaką jest. Niestety rząd, a szczególnie demoniczny Richard (kolejna znakomita rola Michaela Shannona), będzie chciał pozbyć się bestii. W rezultacie po raz kolejny Meksykanin będzie chciał dać nam do zrozumienia, że największym potworem zawsze jest człowiek. A nasza bohaterka wraz z przyjaciółmi postanowi dokonać niesamowitej próby uwolnienia obiektu eksperymentów.
I tu niestety zaczynają się schody. Bo gdy już miną pierwsze zachwyty nad obłędną wręcz stroną audio-wizualną i cudownym, magicznym klimatem, zacznie wychodzić na jaw że del Toro ma do zaoferowania niewiele więcej. Nie zrozumcie mnie źle, Kształt wody aż kipi od symboliki i porusza ważne tematy, od rasowych napięć w USA po wyścig zbrojeń miedzy Ameryką a ZSRR. Dodatkowo całość stanowi też piękny hołd wobec klasycznego kina Hollywood, jednocześnie bawiąc się konwencją i nie stroniąc od seksu i przemocy.
Problem w tym, że Meksykanin korzysta ze sprawdzonych schematów i mimo prób nie nadaje filmowi głębi, przez co cała fabuła jak i główny wątek miłości między bohaterką a stworem wydają się niezwykle płaskie. Trudno uwierzyć w tę relację, szczególnie jeśli ta więź nawiązuje się szybko i bezproblemowo, a powody zauroczenia wykładane są widzowi w dramatycznych lecz pozbawionych subtelności okolicznościach – za pomocą emocjonalnego, wyrażonego językiem migowym dialogu Elizy.
Jakby tego było mało, rozczarowuje szczególnie fakt, że taki artysta jak del Toro, sięga po popularne i wyświechtane już chwyty, żeby celować w Oscary. Ale co pokazują tegoroczne i poprzednie nominacje, to ciągle działa. Bo na kluczowy temat Kształtu wody wyrasta temat tolerancji i podany jest w sposób najbardziej stereotypowy z możliwych. Grany przez Shannona czarny charakter to oczywiście biały mężczyzna na każdym kroku cytujący z namaszczeniem Biblię, jednocześnie pałający nienawiścią do wszystkich, którzy odstają od jego wizji normalności. Z kolei ci moralnie piękni i dobrzy bohaterowie to rzecz jasna m.in. czarnoskóra, gej i… marksista. Nie liczcie tutaj na pogłębioną psychologię czy niejednoznaczność postaci, jedynie na chodzące stereotypy.
Kształt wody to niewątpliwie jeden z lepszych w ostatnim czasie filmów Guillermo del Toro, ale daleki byłbym od określania go mianem najlepszego. To przepięknie wyglądająca opowieść o pragnieniu miłości z kapitalnie sportretowanymi latami 60. Fabularnie to jednak historia dość płytka, a całość jednak uwikłana jest w oscarbite’owe wątki rasizmu, braku tolerancji itd., co szczerze mówiąc robi się już nudne. Del Toro mógłby zrobić świetny film i bez tego typu chwytów, choć pytanie czy wówczas otrzymałby on tak wiele nominacji do Oscara?
MOJA OCENA:
5/10
Kształt wody
Reżyseria: Guillermo del Toro
Scenariusz: Guillermo del Toro, Vanessa Taylor
Obsada: Sally Hawkins, Michael Shannon, Richard Jenkins, Octavia Spencer, Michael Stuhlbarg, Doug Jones i inni
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Dan Laustsen
Gatunek: Fantasy
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 16 lutego 2018
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.