Książkirecenzja książka

Bethany Clift „Ostatnia na imprezie” – recenzja

Koronawirus wszystkim dał się we znaki. Nieważne czy ktoś stosował się do obostrzeń, jakie ma zdanie na temat prawdziwości zagrożenia i czy w ogóle zachorował. Lockdown i ograniczenia, zamknięte sklepy i szkoły czy zakaz przemieszczania się – każdy w mniejszym lub większym stopniu odczuł konsekwencje sytuacji epidemicznej. Powoli zapominamy o ostatnich dwóch latach, ale nie Bethany Clift. Pisarka postanowiła pójść dalej i jesienią 2023 roku zaatakować nas kolejnym wirusem. 

Ludzie jeszcze nie podnieśli się po pandemii koronawirusa, a przyszło coś gorszego. Wirus nazwany 6DM zabija w ciągu maksymalnie sześciu dni. Niektórzy umierają w męczarniach, ponieważ choroba charakteryzuje się niszczeniem losowych organów wewnętrznych. Do szczęściarzy można zaliczyć tych, których szybko zabije udar lub zawał, ponieważ jako pierwsze zostały zaatakowane serce i mózg. Innych czekają tortury podczas kilkudniowego rozpadu żołądka lub jelit. Zaczyna się jak zawsze niewinnie – od symptomów przeziębienia. Jednak nikt nie wie skąd się wziął wirus, jak go leczyć lub chociaż jaką drogą można się nim zarazić. Wszyscy naukowcy i lekarze, którzy mogliby dać odpowiedź na podstawowe pytania umarli zanim zbliżyli się do jakichkolwiek odkryć. 

W nowym świecie, w którym niewidoczny gołym okiem wirus zabija całe państwa w ciągu kilku tygodni, główna bohaterka odkrywa, że wbrew oczekiwaniom nie zachorowała. Niewiele brakowało, a popełniłaby samobójstwo wraz z mężem, ponieważ rząd zdecydował o udostępnieniu w szpitalach i aptekach tabletek, które mogą zagwarantować o wiele spokojniejszą i pozbawioną bólu śmierć. Przerażająca wizja masowych samobójstw stała się rzeczywistością. Gdy przekonała się, że rzeczywiście to nie przypadek, ale naprawdę choroba ja ominęła, jest trochę zdezorientowana. Wydaje się, że nie ma mniej przygotowanej na koniec świata osoby. Nieprzyzwyczajona do obowiązków, nieumiejąca posługiwać się narzędziami i wygodna dziewczyna na zmianę znajduje sobie cel, jak wyniesienie gnijącego ciała męża z domu czy posprzątanie u rodziców, aby zaraz potem wpaść w kilkutygodniowy ciąg picia i ćpania. 

Gdy przestają działać kolejne niezbędne jej do starego życia urządzenia – brak ogrzewania, ciepłej wody, a w końcu i światła – zostaje zmuszona do opuszczenia znanych jej okolic. Wyrusza w mniej zaludnione miejsca, aby odnaleźć innych, którzy być może ocaleli w odizolowanych miejscach. Po drodze mija głównie sterty ciał, wygłodniałe zwierzęta i zgliszcza. 

Do wcześniej znanych filmów i książek poruszających tematykę pandemii podchodziłam jak do science fiction. Choroby towarzyszyły nam zawsze, ale jeszcze kilka lat temu nikt nie spodziewałby się tego, co zafundował nam koronawirus i jak na ponad dwa lata sparaliżował świat. Po tym doświadczeniu inaczej czytało mi się Ostatnią na imprezie, ponieważ wiedziałam, jak blisko takiego scenariusza możemy się znaleźć, tym bardziej że autorka odwołuje się do sytuacji spowodowanej COVID-19.  

Główna bohaterka początkowo jest całkowicie nieprzygotowana na to, co ją czeka. Wydaje się, że jej dotychczasowe życie było idealną sielanką, natomiast obecne jest tragedią. Po kilku złych decyzjach i znalezieniu nowego celu, opowieść młodej kobiety zmienia się. Wspominanie dawnego życia coraz częściej pokazuje jego bezsensowność i brak sensu, natomiast samotne życie, po wielu trudach, pomaga odkryć jej najlepsze cechy i pomóc się rozwinąć.  

Książka bardzo mi się podobała, mimo że wiele w niej opisów brudu, smrodu i rozkładających się zwłok. Co ciekawe, po zakończonej lekturze miałam bardzo pozytywne odczucia, ponieważ mimo poruszonej tematyki historia daje nadzieję, że w najgorszych sytuacjach możemy sobie poradzić, a to, co początkowo było końcem świata, może dla nas być początkiem prawdziwego życia. 

Za materiał do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Rebis

 

 
http://www.rebis.com.pl/
 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

 

Katarzyna Satława Recenzent

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.

Katarzyna Satława

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.