Klezmerzy. Tom 3. Sami złodzieje. Joann Sfar – recenzja
Sfar, Noé Davidovitch, Baron, Hava, Yaakov, Vincenzo, Tchokola – każdy jest inny, ale razem tworzą mieszankę pełną szaleństwa, namiętności i strachu. Poznaliśmy ich już w pierwszych dwóch tomach serii o Klezmerach. Teraz Wydawnictwo Kultura Gniewu publikuje trzeci album o podtytule „Sami złodzieje”. Tym razem jest jeszcze bardziej przygodowo. Zaczyna się delikatnie, od gry nauki na instrumencie. Na kilku stronach Joann Sfar zestawia ze sobą dwie szkoły muzyczne – tę opartą o wiedzę i drugą, skupiającą się wokół improwizacji. Młody klezmer doskonale wie, że aby przetrwać musi nauczyć się zarabiać. A to wcale nie jest takie proste w okresie przedwojennym. Przypadkowe brzdękanie nie zwraca uwagi przechodniów. Wokalistki także nie chcą współpracować z osobą, która nie potrafi nawet akompaniować. I to właśnie brak oratorów będzie ostateczną ścieżką do kłopotów Yaakova.
Zamiana instrumentów i wiążąca się z tym kradzież nie jest jedynym wątkiem albumu. Gdzieś obok dzieją się też inne rzeczy. Baron w podarunku otrzymuje nie tylko obiecany alkohol, ale także skrzynię z bronią. Inny klezmer zostaje napadnięty i oklepany przez Cyganów, którzy stanęli w obronie swojej rodaczki (wcześniej pobitej przez owego klezmera za to, że ta go obrabowała). Vincenzo z kolei prowadzi swoje badania naukowe i niczym James Stewart w „Oknie na podwórze” uparcie podpatruje swoje sąsiadki. Wszystko to co rusz przyspiesza akcję, tak że ostatecznie praktycznie na każdej stronie mamy do czynienia z jakimś istotnym zdarzeniem. A przecież streściłem raptem połowę tego, z czym będziemy się tu mierzyć.
Choć nie jestem wielkim zwolennikiem fabuł zapełnionych trupami, bronią, kradzieżami, bójkami i muzyką, tu w ogóle mi to nie przeszkadza. Sfar łączy wątki w sposób logiczny i naturalny. Każdemu bohaterowi poświęca uwagę, dzięki czemu zyskują oni swój własny indywidualny charakter. Baron jawi się jako swoisty ‘ojciec’ całej grupy. Dba o podopiecznych, daje im niezbędną swobodę, ale gdy trzeba wspiera i interweniuje. Podobnie z innymi protagonistami. To prawdziwi ludzie, popełniający błędy, mający swoje małe zainteresowania i radości. Smaku całej historii dodaje też humor, ani nachalny, ani za bardzo wyciszony.
W warstwie graficznej dostajemy to, czego mogliśmy spodziewać się po autorze. Tekst rozpisany jest czcionką imitującą odręczne pismo. Czasami bywa to męczące, szczególnie gdy blok monologu jest długi i musi zmieścić się w niewielkim okienku. Warto odnotować także, że słów pada tu naprawdę dużo. Każda strona to na ogół 6-8 niewielkich okienek, w których ważne są nie tylko nowe plenery miasta i grymasy bohaterów, ale też wypowiadane kwestie. Ilustracje namalowano akwarelą, przez co kadry są celowo rozmyte i mało precyzyjne. Zachwyca z kolei używana paleta barw – zazwyczaj stonowana, w momentach uniesień i niebezpieczeństwa przybierająca wysoką intensywność. To prosty ale bardzo skuteczny zabieg na wzbudzenie dodatkowych emocji u czytelnika.
Klezmerzy. Tom 3. Sami złodzieje to ciekawa kontynuacja zwariowanego komiksu, w którym pierwsze skrzypce grają muzyka i akcja. Dzieje się tu naprawdę wiele, przez co lektura 140 stron tekstu mija jak z bicza strzelił. Tym razem mamy trochę mniej historii i uroków otoczenia, skupiamy się za to na układach, handlarzach bronią i różnych sposobach oszukiwania. Czytając bawiłem się przednio, a to przecież jedna z ważniejszych misji literatury.
Tytuł: Klezmerzy. Tom 3. Sami złodzieje
Twórca: Joann Sfar
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Gatunek: komiks
Data wydania: październik 2021