Miłość śmierć i roboty 2 – recenzja drugiego sezonu
Wielbiciele animacji dla starszych widzów mogą już oglądać na platformie Netflix drugi sezon antologii Miłość śmierć i roboty, która przed dwoma laty zachwyciła odbiorców na całym świecie. Wszystko za sprawą m.in. Davida Finchera i Tima Millera, którzy przez ponad dekadę chcieli zrealizować nową wersję kultowego Heavy Metalu, a po nieudanych próbach z Paramountem udało im się stworzyc podobny projekt właśnie w Netfliksie. Słowem – kilkanaście krótkich animacji nasiąkniętych przemocą, wulgarnością i seksem. To była prawdziwa jazda bez trzymanki.
Nie inaczej jest w przypadku drugiego sezonu – tu znów mamy do czynienia z absolutnie obłędną stroną audio-wizualną. Pierwsza, nieco groteskowa Automatyczna obsługa zrealizowana w animacji 3D zabiera nas do świata całkowicie już zarządzanego przez maszyny, w którym ludzie mogą sobie żyć beztrosko nie przejmując się niczym. Do czasu aż któryś z robotów zacznie wariować. Zupełnie inaczej prezentuje się mroczny Lód z komiksową kreską, który opowiada o zmodyfikowanych nastolatkach urządzających sobie nietypowe zawody w towarzystwie kosmicznych wielorybów. Mi bardzo przypadły do gustu odcinki Wysoka trawa utrzymany nieco w stylu twórczości Lovecrafta czy Grabińskiego oraz zamykający sezon, melancholijny Olbrzym, który utonął. Mimo wszystko jednak oglądanie poszczególnych epizodów ciągle pozostawiało mnie ze sporym niedosytem dotyczącym historii.
To nie tak, że odcinki pierwszego sezonu posiadały jakąś fantastyczną fabułę – w większości to też była b-klasowa pulpa, ale być może łatwiej było przykmnąć na to oko, właśnie z uwagi na świeżość, którą zaofertował nam Netflix. W mainstreamie kiedy myślało się o animacji, mówiło się Disney Pixar czy Dreamworks, Netflix tymczasem pokazał bardzo szerokiemu gronu odbiorców umiejętności znakomitych współczesnych animatorów z całego świata (także z Polski), którzy nie koniecznie byli znani przeciętnemu odbiorcy. I to dało świetny efekt, bo mieliśmy do czynienia z całym spektrum współczesnej animacji – od 2D po motion capture, od obrazów fotorealistycznych po cartoonowe.
Siłą rzeczy po drugim sezonie oczekiwałem odrobinkę więcej niż tylko zachwyt nad możliwościami współczesnej animacji. Niestety poszczególne epizody pod względem fabularnym prezentują się raczej niezbyt oryginalnie, co tym razem już jednak rzuca się w oczy. Dość powiedzieć, że w obrębie dużo krótszej niż pierwsza antologii aż dwa odcinki opowiadają właściwie o tym samym – czyli o robocie służącym do pomocy, który w wyniku błędu zaczyna atakować człowieka. To już świadczy o braku pomysłów. Zresztą, jak wspomniałem – pierwszy sezon był znacznie dłuższy, posiadał aż 18 odcinków, które gatunkowo oferowały wszystko – od komedii, przez romans, po horror, więc dosłownie każdy mógł znaleźć dla siebie jakąś perełkę. Tu wprawdzie też dostajemy produkcje gatunkowo zróżnicowane, ale to spektrum jest dużo mniejsze.
Jest jeszcze wyraźna różnica między pierwszym a drugim sezonem w ogólnym charakterze serii. Pierwsza odsłona była bardzo impulsywna, dynamiczna, każdy epizod tętnił adrenaliną, krew lała się gęsto i tylko pojedyncze epizody służyły niekiedy rozładowaniu emocji. Drugi sezon na tym tle jawi się bardzo spokojnie, kameralnie, czego przykładem jest właśnie finalny Olbrzym…, przypominający raczej albumy graficzne Shauna Tana niż karty Heavy Metalu. To zróżnicowanie akurat poczytuję sobie na plus, natomiast odbiorcy którzy liczą na podobną co w pierwszym sezonie dawkę emocji, mogą być rozczarowani.
Już zapowiedziano 3. sezon serialu i to jest znakomita informacja, bo dzięki temu młodzi zdolni twórcy z całego świata mają platformę do pokazywania swoich umiejętności, z kolei widzowie mogą odkrywać możliwości współczesnej animacji z nieco innej strony niż ta, którą znają z mainstreamu. I oby ten projekt trwał jak najdłużej. Natomiast życzyłbym sobie, aby kolejne odcinki nie tylko zachwycały audiowizualnie, ale też żeby potrafiły zaintrygować ciekawą fabułą. Tego ostatniego w drugim sezonie Miłości, śmierci i robotów niestety zabrakło. Seans krótki i raczej nieco rozczarowujący.
Miłość, śmierć i roboty. Sezon 2. Twórcy: Tim Miller; reżyseria: Jennifer Yuh Nelson, Robert Valley, Dominique Boidin; scenariusz: Philip Gelatt, Joe R. Lansdale, John Scalzi, Tim Miller, obsada: Michael B. Jordan, Michelle C. Bonilla (głos), Nolan North (głos), Miguel Amorim (głos), Fred Tatasciore (głos), Scott Whyte (głos).
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.