filmrecenzja filmu

Recenzja filmu „Ojciec”

Jeszcze niedawno wydawało się, że czas kiedy Anthony Hopkins wznosił się na aktorskie wyżyny, minął. Trudno zresztą można było mieć pretensje do żywej legendy kina za to, że w swoim wieku dobiera raczej niewymagające role w przebojach Disneya czy Transformerach. Przed dwoma laty zachwycił jednak widzów i krytyków rolą papieża Ratzingera, udowadniając zarazem że nadal drzemią w nim olbrzymie umiejętności. Jakby na potwierdzenie tamtej roli po raz drugi zawalczy o Oscara, tym razem za kreację w równie kameralnym dramacie Ojciec.

Bo miejscem akcji filmu Floriana Zellera jest praktycznie jedno mieszkanie, a kamera niemal nie opuszcza głównego bohatera produkcji. Nic dziwnego zresztą, bo Ojciec stanowi adaptację scenicznej sztuki francuskiego reżysera, dla którego jest to też anglojęzyczny debiut.

Bohaterem filmu jest starszy pan imieniem Anthony, mieszkający z córką w Londynie. Kobieta chce wyjechać z miasta, dlatego szuka dla ojca opiekunki, ponieważ Anthony ma coraz większe kłopoty z koncentracją i pamięcią. Chociaż cierpi na Alzheimera, mężczyzna ma jednak mnóstwo energii i charyzmy, jest przekonany że nie potrzebuje nikogo do pomocy, bo przecież sam doskonale potrafi o siebie zadbać.

Tymczasem zmyślna narracja i filmowe sztuczki sprawiają, że widz razem z głównym bohaterem staje się coraz bardziej zagubiony pośród tego, co dzieje się na ekranie. Wielu twierdzi, że to właśnie film, który pozwala widzom zrozumieć, co dzieje się w głowach osób cierpiących na Alzheimera. Nie do końca mogę się z tym zgodzić, ponieważ wspomniane sztuczki stanowią zaledwie grę z widzem, i to grę która czasem potrafi wybić widza z rytmu i przypomnieć mu, że to film, co raczej nie powinno mieć miejsca. Nie da się w pełni pokazać, co naprawdę czuje osoba chora, trzeba więc korzystać z zabiegów, które tworzą jedynie namiastkę. Niemniej – w jakimś ułamku na pewno się to udaje i wielkie brawa dla Zellera, bo ta historia potrafi chwycić za gardło, nie tylko wzruszyć, ale i przerazić.

Oczywiście największe brawa należą się Hopkinsowi, który niesie ten dramat na swoich barkach, niesamowicie kontrastując urok swojego bohatera, jego gawędziarską naturę i przebojowość, z nieustannym zagubieniem i wewnętrznym niepokojem, które bardzo szybko tłamsi w sobie, akceptując nawet najdziwniejsze zdarzenia dookoła siebie, byle nie stanąć przed prawdą o sobie i swoim zdrowiu. Z czasem jednak choroba staje się silniejsza, objawia się w najmniej spodziewanych momentach i pozbawia Anthony’ego resztek równowagi. Hopkins gra jak z nut i chociaż znakomity jest tu również drugi plan, ze świetną także kreacją Olivii Colman, to jednak Ojciec pozostaje teatrem jednego aktora. 

Kameralne kino, miejscami nieco przekombinowane w próbach ukazania świata osoby chorej, niemniej stwarza choćby namiastkę wyobrażenia sobie, co czuje bohater cierpiący na Alzheimera. Porusza i przeraża zarazem, a całość zdobi niesamowity występ Anthony’ego Hopkinsa. 

Ojciec. Reżyseria: Florian Zeller; scenariusz: Florian Zeller, Christopher Hampton; obsada: Anthony Hopkins, Olivia Colman, Mark Gatiss, Imogen Poots, Rufus Sewell, Olivia Williams; zdjęcia: Ben Smithard; muzyka: Ludovico Einaudi; gatunek: dramat; kraj: Wielka Brytania; rok produkcji: 2020.

ZOBACZ INNE

recenzja filmu

 
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 
 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.