Mosul – recenzja kolejnej produkcji Netflixa
Mosul to kolejna oryginalna produkcja jednego z potentatów VOD. Jest to typowy film wojenny, jednak jak na amerykańską produkcję, zaskakuje prawie każdym elementem. Przed wszystkim nie ujrzymy tu światowej czołówki aktorów. Twórcy postawili tu na realizm. Kreśląc historię rozgrywającą się na ulicach Mosulu, irackiego miasta, zatrudnili tylko aktorów o semickich rysach. Reszta też ma niewiele wspólnego z hollywoodzkim rozmachem, choć jak na film wojenny scen akcji jest tu całe mnóstwo.
Mosul to produkcja zrealizowana niemal perfekcyjnie jak na kino wojenne. Twórcy nie epatują tu zbędną przemocą, ale film nie jest jej pozbawiony. Poza tym jest tu rewelacyjny klimat irackiego miasta po wojnie. Zdjęcia zniszczonych budynków i całych dzielnic zmuszają do refleksji. Ponadto realizacja jest realistyczna i surowa. Momentami mamy wrażenie, że oglądamy dokument. Same bitwy nie są też przeszarżowane. Nie ma tu strzelanki dla niej samej. Sceny akcji są wyważone i naturalne. Bohaterowie nie są nieśmiertelni, a wręcz przeciwnie, giną w każdej scenie, co również jest zaskakujące. Nie ma tu również patosu i wielkich przemów. Bohaterowie wiedzą co mają robić i nie trzeba ich przekonywać wzniosłymi oratorskimi mowami do działania.
Mosul to kawał sprawnie zrealizowanej wojennej produkcji, efektownej, ale całkowicie pozbawionej efekciarstwa. Historia ukazuje tragedię wojny i dramat zwykłych ludzi. Proste, specjalnie wplecione sceny tylko eksponują tragizm wydarzeń. Oglądamy z zapartym tchem do samego końca.
>
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.