Sam Sykes „Siedem czarnych mieczy” – recenzja
Im więcej książek mam za sobą, tym trudniej jest mnie zaskoczyć, szczególnie pozytywnie. Pisarze wpadają w sidła stereotypów przypisanych gatunkom, w których się specjalizują. Nie przestaję jednak szukać tytułów, które wniosą coś nowego i oryginalnego na moją półkę. Udało się to młodemu, amerykańskiemu pisarzowi, którego pierwszy tom cyklu Śmierć Imperiów został wydany na polskim rynku dzięki wydawnictwu Rebis.
Sal Kakofonia – buntowniczka i włóczęga, ma jeden cel. Zrobi wszystko, by wykreślić z listy nazwiska, które zapisała z myślą o zemście. Ścigana przez Cesarstwo i Rewolucję zwalczające się wzajemnie oraz większość frakcji wyjętych spod prawa, wpada w kłopoty prawie zawsze, gdy zostanie rozpoznana. Jej śmierci chce wielu ludzi, natomiast pomoc oferuje niewielu. Jej najwierniejszym sprzymierzeńcem jest magiczna broń siejąca strach i śmierć. Niemogąca pogodzić się z przeszłością antybohaterka opowiada o swojej podróży strażniczce Rewolucji, czekając na egzekucję. Dzięki wstawkom z więzienia akcja na chwilę spowalnia, co daje możliwość wzięcia oddechu przed kolejnymi pełnymi akcji rozdziałami.
Siedem czarnych mieczy nie zawiodło moich oczekiwań i zaskoczyło mnie nowym podejściem do fantasy, które miesza się z science fiction i westernem. Główna postać jest intrygująca, ale nie jest typową bohaterką. Pije, przeklina, a swoim cynizmem i sarkazmem mogłaby obdzielić tuzin osób. Pewnie nie wszyscy czytelnicy zaprzyjaźnią się z Sal, ponieważ jest specyficzna, ale ja należę do jej fanek. Silna, chociaż zraniona kobieca postać w literaturze fantasy nie jest już aż tak rzadka, ale dobrze wykreowanych jest nadal za mało.
Jak wspominałam, akcji jest sporo i trzeba nadążać za kolejnymi pojawiającymi się frakcjami chcącymi śmierci Sal. Z każdą z grup łączy ją jakaś historia, często brutalna i wypełniona ciałami ofiar. Część z nich poznajemy dokładniej, a część tylko pobieżnie. Jednak fakt, że Siedem czarnych mieczy to dopiero pierwszy tom cyklu pozwala mieć nadzieję, że poznamy ich więcej i lepiej w kolejnych odsłonach. Nie lubię się rozstawać z bohaterami, których darzę sympatią, dlatego świadomość, że czeka mnie więcej dobrego w nadchodzących książkach jest dla mnie pocieszająca. Mam nadzieję, że pozostałe części zostaną wydane także w Polsce, a Sam Sykes zapewni nam rozgrywkę na wiele kolejnych lat.
Siedem czarnych mieczy
Autor: Sam Sykes
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Gatunek: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 1 września 2020
Za materiał do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Rebis
Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.