Recenzja horroru „Rany” Netflixa
Jedna z nowości na platformie Netflix to horror Rany w reżyserii Babaka Anvariego, początkującego twórcy, który za swój debiut Under the shadow zdobył nagrodę BAFTA.
Rany zaczynają się bardzo niepozornie, ale już od pierwszej sceny da się odczuć, że będziemy mieli do czynienia z kinem oryginalnym, unikającym łatwego powielania schematów. Zresztą – właśnie takie produkcje przechodzą selekcję na festiwalu Sundance, gdzie przecież Rany były pokazywane. Produkcję otwiera długa scena w barze. Barman zabawia niewielką ilość gości, którzy tej nocy odwiedzili lokal: zakochana para, kilku osiłków, grupka dzieciaków. Dialogi, subtelne budowanie atmosfery, kreowanie charakterów postaci. Całość wieńczy bójka, po której jeden z nastolatków zostawia w barze telefon. Will zabiera komórkę do domu. Wkrótce na telefon zaczynają przychodzić przerażające wiadomości.
Brzmi intrygująco? Pewnie. Szczególnie dlatego, że zupełnie trudno zgadnąć w jakim kierunku rozwinie się fabuła produkcji i z jakiego rodzaju grozą faktycznie będziemy mieli do czynienia. Dodajmy do tego obsadę z górnej półki: Armie Hammer (Tamte dni, tamte noce), Zazie Beetz (Joker) i Dakota Johnson (Suspiria) oraz inspiracje Cronenbergiem w próbie zbudowania koszmaru wokół rzeczywistości głównego bohatera, a można by oczekiwać naprawdę niezłego kina.
Niestety, Rany okazują się filmem o straszliwie zmarnowanym potencjale. Wspomniana obsada nie może rozwinąć skrzydeł – Johnson jako zazdrosna partnerka głównego bohatera nie ma praktycznie miejsca do grania, nieco więcej otrzymujemy ze strony Beetz, ale zawodzi przede wszystkim Hammer, który jest obecny w każdej ze scen, ale przez większość filmu właściwie snuje się po ekranie z jedną miną, podczas gdy jego bohater podejmuje właściwie najgorsze z możliwych decyzji.
Długo trzeba również czekać na zawiązanie akcji. Wspomniałem że początkowo w filmie ciekawy wydaje się fakt, że nie wiadomo w jakim kierunku rozwinie się fabuła. Problem w tym że niemal przez cały film nie rozwija się praktycznie wcale. Owszem, bohater próbuje odkryć tajemnice kryjące się za wiadomościami, a poszukiwania prowadzą go do mrocznej księgi i nadprzyrodzonych wątków, dodatkowo raz na jakiś czas na ekranie pojawiają się niepokojące obrazy (to wciąż lepsze od tanich jump scare’ów), ale ostatecznie można się na Ranach nieźle wynudzić. Być może wady filmu wynikają z niedoświadczenia reżysera, dla którego to pierwsza większa produkcja. Szczególnie chodzi tu o rozłożenie akcentów.
Nie da się bowiem nie odnieść wrażenia, że mamy tu właściwie do czynienia z dwiema zupełnie odrębnymi produkcjami. Obie połowy filmu nie pasują do siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. To znaczy – wątki demonicznych ksiąg, otwierania mrocznych portali itd, zdają się być absurdalne w kameralnym filmie o facecie, który przeżywa kryzys w związku i zmaga się z kompleksem wyższości. Sposób ukazania stopniowego popadania bohatera w otchłań szaleństwa, przynajmniej w moim odczuciu, jest mało satysfakcjonujący.
Rany to w moim odczuciu kino zmarnowanego potencjału. Świetna obsada, inspiracje Cronenbergiem i umiejętne wprowadzenie do filmu sugerujące niejednoznaczny rozwój fabuły to dobry punkt wyjścia, jednak film przez większość czasu zwyczajnie nuży, a próby wprowadzania bohatera w otchłań szaleństwa są mało przekonujące, szczególnie zestawiwszy je z iście już szalonym finałem. Propozycja dla cierpliwych koneserów gatunku.
Rany; reżyseria: Babak Anvari; scenariusz: Babak Anvari; obsada: Zazie Beetz, Armie Hammer, Dakota Johnson, Alex Biglane, Brad William Henke, Karl Glusman; zdjęcia: Kit Fraser; gatunek: horror; kraj: Wielka Brytania; rok produkcji: 2019
ZOBACZ TERAZ NAJLEPSZE HORRORY 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.