filmFilmy Horroryrecenzja filmu

Recenzja horroru „Eli” Netflixa

Dziś na Netflixie zadebiutowała nowa produkcja grozy – Eli w reżyserii Ciarana Foya, twórcy kontynuacji przeboju Sinister. Film trafił na platformę, choć zrealizowany był przez studio Paramount, które nie miało innego pomysłu na dystrybucję tego niskobudżetowego kina.




Tytułowy Eli to nastoletni chłopiec, który cierpi na niezdiagnozowaną chorobę. Najprościej mówiąc – ma alergię na wszystko. Podróżuje w specjalnym stroju i jest niemal nieustannie odgrodzony od świata zewnętrznego. Lekarze nie mają pojęcia, co dolega chłopcu. Zrozpaczeni rodzice postanawiają spróbować jeszcze jednej terapii – prowadzonej przez dr Horn w jej nieskazitelnie czystym ośrodku. Straszny, wiekowy budynek okazuje się być jedną wielką, kwarantanną, po której Eli będzie mógł swobodnie spacerować. Brzmi wspaniale? Owszem, ale jak to w horrorach bywa – sielanka wkrótce zacznie się psuć. W okropnej posiadłości zaczną się dziać przerażające rzeczy, a terapia okaże się dla Eliego bardzo bolesna.

Punkt wyjściowy na film jest bardzo ciekawy, ale szybkie obdarcie go z tajemnicy poprzez wprowadzenie do ośrodka duchów, okazuje się być bardzo słabym rozwiązaniem. Zamiast atmosfery grozy – kiepskie CGI i „jump scare’y”. Duchy pojawiają się w odbiciach luster, w zacienionych miejscach itd. Tanie, ograne chwyty, które pozbawiają film klimatu sekretów i tajemniczości. Ostatecznie to typowe b-klasowe kino o nawiedzonym domu, którego bohater nie może opuścić posiadłości, lecz musi przeprowadzić własne śledztwo dotyczącego tego, co się tu właściwie dzieje. Widzieliście to już mnóstwo razy.

Jeśli już szukać zalet produkcji, to na pewno w aktorstwie. Po pierwsze Lili Taylor jako ekscentryczna doktor Horn, której udało się stworzyć naprawdę tajemniczą, niejednoznaczną postać. Po drugie młodziutki Charlie Shotwell, który potrafi być przekonujący w swojej chorobie oraz zagubieniu i osaczeniu przez czającą się w domu grozę. W filmie występują również m.in. znana z Sherlocka Holmesa Kelly Reilly oraz Sandie Sink kojarzona ze Stranger Things.

Co jeszcze należy rozpatrywać jako zaletę Eliego, to duża dawka zwrotów akcji. To dzięki nim ten sztampowy i schematyczny scenariusz zaczyna nabierać werwy, sprawiając, że jednak przynajmniej kilka razy powinniście zostać zaskoczeni. Szczególnie wybornie działa w tym względzie finał, który dla wielu zmęczonych filmem widzów może okazać się niezłym wynagrodzeniem za dość mierny początek. To niestety mało straszna i powielająca najpopularniejsze środki do budowania grozy produkcja. W Halloween będzie można sobie włączyć jako przedsmak lepszych filmów w domowym maratonie.

Eli; reżyseria: Ciaran Foy; scenariusz: David Chirchirillo i inni; obsada: Charlie Shotwell, Kelly Reilly, Lili taylor, Max Martini, Sadie Sink; zdjęcia: Jeff Cutter; gatunek: horror; kraj USA; rok produkcji 2019; data premiery: 18 października 2019.


Zobacz też recenzje:​​​

       

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.