filmrecenzja filmu

Recenzja „Upiornych opowieści po zmroku”

W piątek do polskich kin trafił młodzieżowy horror Upiorne opowieści po zmroku na podstawie książek Alvina Schwartza w reżyserii Andre Ovredala, twórcy niezbyt jeszcze doświadczonego, ale już znanego w gatunkowych kręgach – za sprawą absurdalnego Łowcy trolli i intrygującej Autopsji Jane Doe. Jego najnowsze dzieło to jednak zupełnie inna półka pod względem rozpoznawalności i promocji, w końcu film swoim nazwiskiem sygnuje Guillermo del Toro.




Ale Upiorne opowieści po zmroku fabularnie niewiele maja wspólnego z dziełami twórcy Labiryntu Fauna. To raczej hollywoodzka sztampa przypominająca produkcje pokroju Oszukać przeznaczenie, w których nastoletni bohaterowie giną jedni po drugich w jak najbardziej niecodzienny sposób. Tyle, że w przeciwieństwie do tamtych filmów, tu mamy bardzo wyraźny wątek nadprzyrodzony, a okolicznościom wspomnianych zgonów towarzyszą przerażające stwory.

Wszystko za sprawą książki, którą grupka dzieciaków-wyrzutków znajduje w upiornym, opuszczonym budynku. Paczka, którą można by wyjąć ze Stranger Things albo – sięgając dalej – z kultowego Stań przy mnie, na co dzień obrywa po głowie od szkolnych łobuziaków, ale jak przekonujemy się już w pierwszych scenach, młode przegrywy też potrafią „oddać”. Książka, którą dzieciaki znajdują we wspomnianym domu, została napisana przez jego dawną mieszkankę. Mieszają się w niej sprawy osobiste z przerażającymi sekretami. Okazuje się, że nad utworem ciąży klątwa, a jego odczytanie powoła do życia okrutne bestie.

Dalej jest dokładnie tak, jak możecie sobie wyobrazić. Kolejne osoby będą ginąć w osobliwe sposoby. Tych wam nie zdradzę, bo cała frajda z seansu polega właśnie na podziwianiu tych pomysłów (choć niestety twórcy zwiastunów trochę już niestety zaspoilerowali). I jeśli już szukać podobieństw do wspomnianego wcześniej del Toro, to właśnie w kreacjach stworów. Te faktycznie przypominają bestie z najgorszych koszmarów i równie dobrze mogłyby zamieszkiwać światy tworzone przez meksykańskiego twórcę. Świetnie się ogląda sceny z ich udziałem – także z uwagi na pomysły inscenizacyjne i wykorzystanie lokacji – i miejscami naprawdę potrafią przerazić.

Szkoda być może tylko kategorii PG-13, która nie pozwala na brutalniejsze motywy, bo jednak tego typu produkcje słyną przede wszystkim z tego, że są krwawe. Tu zamiast tego mamy CGI, ale zważywszy na to, że mamy do czynienia z potworami, ostatecznie sprawdza się to nie najgorzej, wciąż bowiem nie brakuje tu przemocy, przez co nie będzie to oczywiście film dla młodszych widzów.

Upiorne opowieści po zmroku to wprawdzie bardzo schematyczne i odtwórcze kino, pozbawione choćby śladu oryginalności, ale naprawdę nieźle się je ogląda. Powinno przypaść do gustu zarówno miłośnikom klasycznych opowieści grozy dla nastolatków, jak Czy boisz się ciemności?, miłośnikom Stranger Things czy historii pokroju Oszukać przeznaczenie.

Upiorne opowieści po zmroku; reżyseria: Andre Ovredal; scenariusz: Kevin Hageman, Dan Hageman; obsada: Zoe Margaret Colletti, Michael Garza, Gabriel Rush, Dean Norris; muzyka: Marco Beltrami, Anna Drubich; zdjęcia: Roman Osin; gatunek: horror; kraj: USA; rok produkcji: 2019; data polskiej premiery: 9 sierpnia 2019.

 

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.