Recenzja serialu „Wu Assassins”
Nowa produkcja Netflixa, Wu Assassins, zaczyna się jak solidne kino kopane z gwiazdą kultowego już The Raid, Iko Uwaisem, w roli głównej. Dobre mordobicie wykorzystujące elementy lokacji to obietnica niezobowiązującego widowiska. Gdy początkowa fabuła się zawiązuje, zapowiada się jeszcze ciekawej – twórcy obiecują bowiem mroczne, brutalne kino akcji z gangsterskimi porachunkami w tle. Chińska triada załatwiająca swoje interesy w USA, gliniarze próbujący dorwać przedstawicieli mafii i wreszcie główny bohater – Kai – szef kuchni wychowany w triadzie, który teraz pragnie wieść spokojne życie. Jak łatwo się domyślić – nie będzie mu to dane. Gdy ucieka swoim food truckiem przed napastnikami, nieumyślnie potrąca tajemniczą dziewczynę…
Tymczasem potrącona ciężarówką bohaterka jak gdyby nigdy nic wstaje z drogi (wkrótce okaże się, że to uzasadnione fabularnie z uwagi na charakter postaci, ale wciąż wygląda niezamierzenie żenująco). – Nie dzwoń po karetkę! – mówi. – Dlaczego? – pyta bohater. – Bo… jesteś wybrańcem i masz w sobie cząstkę tysiąca michów.
Ale że co? Okazuje się, że jednak się nie przesłyszeliśmy. Tak wygląda cały serial. Festiwal nonsensu zrealizowany na pełnej powadze, bez dystansu charakteryzującego świadomy b-klasowiec. Zamiast obśmiać ten infantylizm, twórcy w kolejnych scenach oferują brutalne morderstwa, przemoc i wulgaryzmy. Przeplatanie poważnego thrillera o działalności triady z bajką o magicznych mnichach i wybrańcach to zupełnie nietrafiony pomysł.
Wu Assassins sprawia wrażenie słabo pomyślanej mieszanki różnych wątków i konwencji. O ile niektóre z nich wydają się naprawdę nieźle (wątek policjantki granej przez Katheryn Winnick infiltrującą triadę, czy relacja głównego bohatera do przybranego ojca, szefa mafii, który go wychował), o tyle w większości to raczej rzucone hasła niż pełnoprawnie rozwinięte elementy fabuły: np. główny bohater w kółko irytująco powtarza że nie jest zabójcą, a mistyczne siły próbują go przekonać że jednak jest. I tak w kółko. Fatalne dialogi nie pomagają wątkom dramatycznym, a fantastyczne sprowadzają do poziomu Power Rangers.
Wątek nadprzyrodzony cechuje niesamowita wręcz skrótowość. Kai nie dziwi się specjalnie ani nie fascynuje spotkaniem z magiczną kobietą, która może w każdej chwili zamknąć go pomiędzy niebem i ziemią, a po odkryciu, że jest „wybrańcem”, jak gdyby nigdy nic wraca do swoich spraw. Trening na tytułowego Pogromcę Wu? Sprowadza się do wysłuchania wykładu o żywiołach, zanurzenia wody w głowie i postawienia celu: musisz przesunąć gigantyczny głaz o pół metra. Jak ci się to uda, będziesz gotów. No tak, lenistwo scenarzystów jest niemożliwe.
Pomińmy jednak tę nieszczęsną bajkę, wierzę że niektórym widzom połączenie takich wątków przypadnie do gustu. Są elementy w Wu Assassins, na które warto popatrzeć: interesująca obsada, w skład której weszli m.in. wspomniany już Iko Uwais, gwiazda Wikingów Katheryn Winnick oraz legendarny Mark Dacascoss, który trafił tu chyba prosto z planu trzeciego Johna Wicka. Cała trójka robi robotę w scenach akcji, które miejscami naprawdę imponują choreografią walk, choć nie skłamię jeśli stwierdzę, że jednak nie do końca wykorzystano ich potencjał (niektóre pojedynki prezentują się bez werwy, zależy kto bierze w nich udział).
Nieźle zrealizowane mordobicie to jednak w moim odczuciu zdecydowanie za mało, by poświęcić temu potworkowi nieudolnie łączącemu głupiutkie fantasy, kino kung-fu, gangsterkę i mroczny thriller aż dziesięć godzin. Scenariusz ma kilka fajnych, dramatycznych wątków, ale niestety giną one w zalewie absurdalnych pomysłów i okropnych dialogów („Odłamek mnichów wniknął w ciebie i zyskałeś ich moc”), a połączenie nieszczędzącej wulgaryzmów produkcji dla dorosłych z naiwnym fantasy wywołuje zgrzytanie zębami. Fajna obsada, sceny walk i intrygujący soundtrack nie zmieniają faktu, że to po prostu złe pod wieloma względami widowisko.
Wu Assassins; obsada: Iko Uwais, Katheryn Winnick, Byron Mann, Tommy Flanagan, Celia Au, Mark Dacascos; kraj: USA; rok produkcji: 2019.
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.