filmrecenzja filmu

Annabelle wraca do domu – recenzja filmu

Uniwersum Obecności zatoczyło koło. Annabelle wraca do domu, trzecia część trylogii o demonicznej lalce, a zarazem najnowsza produkcja z całej serii filmów grozy, rozpoczyna się dokładnie tą samą sceną, co przed 6 laty dzieło Jamesa Wana. Koniec lat 60. Demonolodzy Lorraine i Ed Warren przejmują opętaną zabawkę od trojga zdesperowanych ludzi i postanawiają zamknąć ją we własnym domu, w pomieszczeniu wypełnionym po brzegi przerażającymi artefaktami o nadprzyrodzonym charakterze.




Możliwość ponownego zobaczenia na ekranie Patricka Wilsona i Very Farmigi, grających parę świeckich łowców duchów, to dla widzów miła niespodzianka. Ale faktycznie nie odegrają oni w trzeciej odsłonie Annabelle wielkiej roli, choć akcja produkcji rozgrywa się w ich domu. Podczas gdy oni wyruszają zbadać kolejną sprawę, ich córka Judy pozostaje pod opieką starszych przyjaciółek. Jak łatwo się domyślić, obecność Annabelle wyzwoli z przerażającego pokoju Warrenów także inne duchy.

Od razu należy podkreślić, że nowa Annabelle wypada znacznie lepiej od innych realizowanych ostatnio spin-offów ObecnościZakonnicy i Topieliska, produkcjach tonących w absurdach i bez pomysłu na realizację. Choć za trzecią Annabelle nie odpowiada James Wan, ale Gary Dauberman, dotychczas scenarzysta, czuć tu nieco ducha Obecności. Niemniej do dwóch głównych filmów uniwersum niestety produkcja też nie ma specjalnego startu.

Do największych mankamentów Annabelle należy słabe rozłożenie akcentów produkcji. Zbyt długie wprowadzenie zupełnie obniża napięcie. Zamiast trzymać widzów w ryzach od pierwszych do ostatnich minut, twórcy oferują przynajmniej pół godziny zupełnie nijakiego seansu, ani specjalnie nie pchającego fabuły do przodu, ani tym bardziej gwarantującego grozę. Ot, dziewczyńskie pogaduszki, nieco humoru, i nieśmiałe sugerowanie niebezpieczeństwa (a to coś zaszeleści, a to głowa Annabelle opadnie na szybę), które jeszcze długo fizycznie nie zaistnieje. Żeby jednak nie spisać tych momentów zupełnie na straty, warto podkreślić, że twórcy zdecydowali się na wprowadzenie do scenariusza odrobiny humoru, głównie związanego z adoratorem jednej z dziewcząt, który znalazł się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.

Problem dotyczy też samej lalki, która wbrew tytułowi i w przeciwieństwie do poprzednich części trylogii, nie odgrywa tu kluczowej roli. Wprawdzie to jej obecność prowadzi do „obudzenia” pozostałych demonów, ale to one bardziej naprzykrzą się bohaterom. Trochę szkoda, bo chociaż pokój pełen demonicznych artefaktów to sam w sobie pomysł warty wykorzystania, to jednak Annabelle zasłużyła na bardziej wyraziste domknięcie trylogii. Tymczasem twórcy myślą bardziej nad kolejnymi spin-offami.

Ostatecznie jednak mimo licznych mankamentów Annabelle wraca do domu okazuje się być całkiem niezłym filmidłem, wprawdzie nieco za długim i niezbyt strasznym, ale dużo solidniejszym od chociażby Topieliska. Aktorsko jest naprawdę nieźle, trzy bohaterki wyraźnie niosą ten lichy scenariusz na barkach, a reszty dopełnia sam prosty wyjściowy pomysł wykorzystania zebranych w domu Warrenów demonicznych artefaktów. Najbardziej rozczarowani mogą być miłośnicy samej Annabelle, która staje się tylko jednym z całej galerii straszaków.

Annabelle wraca do domu
Reżyseria: Gary Dauberman
Scenariusz: Gary Daumberman
Obsada: Vera Farmiga, Patrick Wilson, Mickenna Grace, Madison Iseman, Katie Sarife
Muzyka: Joseph Bishara
Zdjęcia: Michael Burgess
Gatunek: Horror
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 12 lipca 2019

 

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.