„Brightburn” – recenzja filmu o złym Supermanie
Alternatywny pomysł na historię Supermana nie jest niczym nowym. Na początku lat 2000 światło dzienne ujrzał komiks Marka Millara Czerwony Syn, odpowiadający na pytanie, co by było, gdyby Superman wylądował w ZSRR? W tej wersji superbohater staje się wojownikiem Związku Radzieckiego. Na podobny pomysł wpadł David Yarovesky, który na podstawie scenariusza braci Gunn (z tych Gunnów) zrealizował horror o złym przybyszu z kosmosu. Oczywiście, nie ma tu mowy o wykorzystaniu oryginalnych nazw, stąd twórcy opierają się na nawiązaniach stylistycznych: chłopiec przybyły z kosmosu, obdarzony nadprzyrodzonymi mocami, ubrany w pelerynę i posługujący się charakterystycznym emblematem.
Brightburn, bo o tym filmie mowa, wszedł na ekrany polskich kin przed kilkoma dniami. Ta superbohaterska wariacja zaczyna się niemal jak Człowiek ze stali Zacka Snydera, zresztą już sam zwiastun ewidentnie wzorowany był na przeboju DC. Marzące o dziecku małżeństwo Breyerów mieszka na farmie. W wyniku kosmicznego zbiegu okoliczności, gdy na ich terenie ląduje kapsuła z niemowlęciem, para postanawia adoptować chłopca. Obdarzają go miłością, posyłają do szkoły, dbają o wychowanie. Chłopiec jednak czuje się wyobcowany i powoli, ale konsekwentnie, odkrywa swoje nietypowe umiejętności: olbrzymią siłę, niezniszczalne ciało, rozwinięte zmysły. Twórcy jednak podążają w innym kierunku, aniżeli znana nam historia Clarka Kenta. Bawiąc się konwencją odpowiadają na pytanie, co by było, gdyby Superman wykorzystał swoją moc do krzywdzenia ludzi?
Pomysł wyjściowy jest świetny. Ot, czysta zabawa popularnymi motywami i opowiedzenie znanej historii na nowych zasadach. To wszystko wiedzieliśmy już jednak ze zwiastuna. Tymczasem film niestety nie rozwija tego pomysłu, scenariusz idzie po najprostszej linii oporu, oferując niestety dość miałką wariację na temat komiksu.
Przede wszystkim twórcy nie spróbowali pogłębić podstawowych założeń, zmierzyć się z dylematami natury moralnej, ukazując choćby stopniowo drogę bohatera, do opowiedzenia się po jednej ze stron. Zamiast tego niezwykle płytka i nijako zagrana przez Jacksona A. Dunna postać Brandona od początku sugeruje, w jakim kierunku podąży. Popchnięty przez koleżankę – zmiażdży jej rękę, zaczepiony przez przybranego ojca natychmiast odpowie agresją, a gdy coś nie idzie po jego myśli, zaraz odpowie nieposłuszeństwem. Nie ma tu miejsca na zastanowienie się, próbę oswajania się z mocą, odkrywania wiążącej się z nią odpowiedzialności i ewentualnego wyboru tej „złej strony mocy” w wyniku zaistniałych okoliczności. Brandon nie kontroluje swoich demonicznych zapędów i nie próbuje tego robić. Ten chłopak jest i będzie zły. Od początku służy twórcom do realizacji nudnego, oczywistego i niestrasznego horroru.
Zabójstwa dokonywane przez chłopca przypominają festiwal przemocy z takich filmów jak Piła czy Oszukać przeznaczenie i należy założyć, że właśnie taki był punkt wyjścia twórców. Ot, zróbmy kolejne kino grozy pełne tortur i wymyślnych śmierci, ale żeby przebić się do świadomości widzów, dodajmy całą masę superbohaterskich odwołań. Scenariusz okazuje się być niepotrzebny. W gruncie rzeczy jest niezwykle głupi. Liczy się tylko sekwencja kolejnych brutalnych morderstw.
Brightburn miał potencjał na powiew świeżości w kinie grozy. Wykorzystanie motywu „Supermana” do realizacji niejednoznacznego horroru, w którym bohater obdarzony supermocami decyduje się podążyć złą drogą, był przynajmniej na papierze świetnym pomysłem. Ale twórcy nie zadają sobie trudu, by pogłębić charakter postaci, zrozumieć jego motywacje. W zamian za to, mamy mu współczuć „bo tak”, bo dokuczali mu rówieśnicy a rodzice nie rozumieli. W rezultacie dostajemy tanią produkcję z ubogim scenariuszem, skupioną przede wszystkim na ukazywaniu sekwencji kolejnych brutalnych morderstw. Cała „nowość” polega tylko i wyłącznie na motywie superbohaterskim, który nie w żadnym aspekcie nie wykorzystuje swojego potencjału.
Brightburn: Syn ciemności
Reżyseria: David Yarovesky
Scenariusz: Brian Gunn, Mark Gunn
Obsada: Elizabeth Banks, David Denman, Jackson A. Dunn
Muzyka: Tim Williams
Zdjęcia: Michael Dallatorre
Gatunek: Horror
Kraj: USA
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 24 maja 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.