Sarah Henning. Wiedźma morska – recenzja
Nie ciężko jest zwrócić ostatnio uwagę, że autorzy uwielbiają sięgać po baśnie i bajki znane nam z dzieciństwa. Głośno jest o książkach Liz Braswell, która publikuje mroczne wersje bajek Disneya, natomiast ostatnio dołączyła do niej Sarah Henning ze swoją najnowszą powieścią pt. Wiedźma morska. To kolejna wariacja na temat dobrze znanej Małej Syrenki.
Anna, Nik, Evie i Iker to czwórka przyjaciół znających się od małego. Mieszkają w małym duńskim mieście portowym. Dziewczynki pochodzą z klasy robotniczej, a chłopcy są potomkami królewskiego rodu. Pomimo różnicy w stanie, ich przyjaźń jest silna i mogłoby się wydawać, że wieczna. Dynamika ulega zmianie, gdy pewnego dnia Evie wyzywa swoją przyjaciółkę. Wyzwanie, z pozoru niewinne, przeradza się w tragedię – Anna ginie.
Mija kilka lat od tamtej traumy. Nik i Iker szykują się do objęcia władzy, a Evie stara się wyprzeć to ze świadomości. W czasie obchodów ważnego święta w mieście pojawia się dziewczyna uderzająco podobna do martwej Anny. Sekrety Evie wychodzą na jaw, ale tajemnicza nieznajoma na tym nie kończy. Historia zatacza koło.
Wiedźma morska została zaliczona do gatunku fantastyki. Na dobrą sprawę jest w tym sporo prawdy – jest magia, są baśniowe stworzenia. Mimo tych elementów bardzo mało tej fantastyki w fantastyce. Henning zdecydowanie bardziej skupiła się na romantycznej odsłonie fabuły. Przez większość narracji poznajemy rozterki sercowe głównych bohaterek i czytamy o ich skradzionych chwilach uniesień z książętami. Ucierpiała na tym fantastyczna warstwa powieści. Magia jest ledwie nakreślona; rzucane są zaklęcia i uroki, odprawiane są jakieś rytuały, jednak nie jest to w żaden sposób opisane. Podobnie sprawa ma się ze świętem, które jest centrum całej fabuły. Mieszkańcy miasteczka i rodzina królewska biorą udział w różnych zawodach, odprawiają przeróżne zabobonne rytuały, odprawiane są uczty, ale nigdy nie dostajemy odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie – skąd się one wzięły? Bogini, dla której to wszystko jest celebrowane, jest kilka razy wspomniana, jednak nie dostajemy konkretnego podłoża.
Tym, co najbardziej rzuca się w oczy i kładzie się cieniem na książce, jest niedopracowanie bohaterów. Ich działania są w większości nielogiczne, co oczywiście można wybaczyć, jako że są nastolatkami. Mimo to najbardziej rozczarowująca jest postawa Evie, która rzekomo musi ukrywać swój sekret przed całym światem; nawet przed przyjaciółmi. Tajemnicza nieznajoma mimo to już po kilku godzinach dowiaduje się, co ukrywa dziewczyna. Przez cały czas zastanawiałam się, co kierowało Evie. W jednej chwili myśli o tym, co by się stało, gdyby miasto się o niej dowiedziało, a w drugiej bez skrępowania oznajmia to całkiem obcej osobie?
Po skończeniu Wiedźmy morskiej zamyśliłam się nad tym, jak ją ocenić. Z pewnością nie było to zła lektura. Język, w jakim jest napisana, jest na tyle prosty i zrozumiały, że będzie to dobra pozycja na rozpoczęcie przygody z lekką fantastyką. Z drugiej strony nie jest to dobry wybór dla osób, które mogą się nazwać starymi wyjadaczami gatunku. Największym problemem Henning jest nieumiejętność rozwijania wątków. Wiedźma morska to ostatecznie dobry szkic, na podstawie którego mogłaby powstać interesująca książka. Niedługo, bo w sierpniu tego roku, odbędzie się premiera drugiego tomu pt. Sea Witch Rising. Z chęcią po niego sięgnę, żeby przekonać się, czy historia zostanie rozbudowana.
Tytuł: Wiedźma morska
Autor: Sarah Henning
Wydawnictwo: NieZwykłe
Gatunek: powieść młodzieżowa, fantastyka
Data wydania: 27 lutego 2019
ZA EGZEMPLARZ DO RECENZJI DZIĘKUJEMY WYDAWNICTWU NIEZWYKŁE:
W Prima Aprilis 2018 roku postanowiła, że zakłada bloga książkowego, czym zaskoczyła samą siebie. Z wykształcenia filolog angielski, więc nawet na studiach otaczała się literaturą. Z całego serca kocha różnorodną fantastykę, ale nie pogardzi też dobrym romansem, czy kryminałem. Jej hobby, poza czytaniem, to gry komputerowe i planszowe oraz grafika komputerowa, którą para się amatorsko.