filmrecenzja filmu

Recenzja filmu „Listopad”

Wyobraźcie sobie ubogą wioskę gdzieś na krańcu świata (właściwie w Estonii), której mieszkańcy rano idą na mszę i przyjmują eucharystię, po południu rzucają urok na sąsiada, a wieczorami zamieniają się w wilki i wyją do księżyca. Na ekrany polskich kin w mocno ograniczonej dystrybucji trafił właśnie film Listopad w reżyserii Rainera Sarneta. To niezwykła, mroczna i pełna czarnego humoru baśń, w której realizm miesza się z fantastyką w otoczce estońskiego folkloru.




Oryginalne i dziwaczne

Już pierwsza scena sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z dziełem nietypowym i przedziwnym. Oto jakaś pokręcona istota, składająca się z ostrzy, siodełka od roweru, sprężyn i jeden Bóg wie czego jeszcze zakrada się do pasącej się krowy i porywa ją w powietrze. To tak zwany kratt, istota złożona ze wszelkich domowych gratów, powołana do życia przez samego diabła. A to zaledwie początek.

W filmie Sarneta obserwujemy małą lokalną estońską społeczność, której członkowie doskonale znają siebie nawzajem. Ich codzienność wypełniona jest na poły przyziemnymi, na poły magicznymi sprawami, ot trzeba wykonać prace polowe czy wysprzątać na błysk dom niemieckiego pana, a kiedy indziej zaprosić do domu duchy bliskich zmarłych. Nikt niczemu się nie dziwi, bo w tej baśni to, co niezwykłe, jest jak najbardziej zwyczajne.

Czarny romantyzm

Główny wątek jest wyjęty rodem z klasycznych ballad romantycznych. Liina kocha swojego sąsiada, Hansa. On jednak zapatrzony jest jak w obrazek w córkę niemieckiego pana. Jego pragnienie nigdy się nie spełni, wzdycha więc, szukając sposobu, by zaznać szczęścia. Liina ciągle ma nadzieję, że ukochany zwróci na nią uwagę, ale tęsknota doprowadza ją na skraj – nocami zamienia się w wilka.

Tymczasem zbliża się szczególnie mroczna zima, a mieszkańcami wioski zaczynają targać coraz poważniejsze niepokoje. I to chyba największa wada tej niezwykłej produkcji – jest tu być może zbyt wiele wątków. Bo oprócz wspomnianych krattów, duchów i wilkołaków jest tu jeszcze więcej: pakty z diabłem, próba przetrwania zarazy, czary i tak dalej. Zabrakło tu nieco wyważenia, w natłoku dziwactw i coraz to kolejnych motywów, bardziej się to obserwuje (choć przyznam – z fascynacją) niż przeżywa z większymi emocjami.

Mieszanka wybuchowa

Nie tylko zresztą wątków i motywów jest tu mnóstwo. Sarnet miesza dramatyzm i powagę z czarnym, miejscami wręcz obleśnym humorem. Religia zestawiona jest z pogaństwem; rzeczywistość z tym co nadprzyrodzone. Historię niespełnionej miłości przecinają sceny obrzydliwego gwałtu, brud i trupia estetyka opatrzone są podniosłą muzyką (warto dodać że polskiego kompozytora). Piękno i brzydota idą ze sobą pod rękę, baśń z horrorem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Listopadzie zabrakło samej historii – konkretnej i angażującej. Główny wątek jest właściwie wyważony, niespełnioną miłość bohaterów śledzi się z zainteresowaniem, ale tych wątków jest miejscami przesyt, przeskakujemy więc właściwie od jednego baśniowego motywu do drugiego. Ale to nadal niesamowity kolaż estońskiego folkloru, niejako w pigułce zestawiający północne wierzenia, pogańskie akcenty. Nie co dzień jest możliwość oglądać tak oryginalną produkcję, tym bardziej warto.

MOJA OCENA:
6/10

Listopad
Reżyseria: Rainer Sarnet
Scenariusz: Rainer Sarnet
Obsada: Rea Lest, Jorgen Liik, Arvo Kukumagi, Katariina Unt i inni
Muzyka: Michał Jacaszek
Zdjęcia: Mart Taniel
Gatunek: Dramat, Fantasy, Romans
Kraj: Holandia, Polska, Estonia
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 2 listopada 2018

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.