Poroniony – recenzja filmu
Jeżeli chodzi o takie horrory jak Poroniony, to kluczem do wszystkiego jest inspiracja twórców. W tym przypadku jest to opowieść o demonie terroryzującym świeżo upieczoną matkę, która dopiero co straciła jedno z dwójki bliźniaków. Demon jest ucieleśnieniem depresji poporodowej i smutku pozostałego po tej tragedii. Co ciekawe, ta upiorna historia nie ma wielu punktów zaczepienia i na oryginalność nie ma co liczyć. Czasami jednak mieszanka koszmaru, szaleństwa i paranoicznego strachu przed utratą dziecka wystarcza, aby osiągnąć efekt realistycznego przerażenia.
Christie Burke wcielająca się w główną bohaterkę Mary osiedla się wraz z mężem Jackiem (Jesse Moss) i ich ocalałym bliźniakiem Adamem w nowym domu. Mary przeżywa traumę po stracie dziecka. To, co jednak na początku jest zwykłym smutkiem, szybko zaczyna przechodzić w bezsenność i paranoję, by ostatecznie doprowadzić bohaterkę do koszmarnych halucynacji. Czy jednak to, co widzi Mary naprawdę jest halucynacją, czy może jej drugiemu dziecku naprawdę grozi niebezpieczeństwo?
Poroniony poza elementami grozy i wątkiem demonicznym może być spokojnie traktowany jak pewnego rodzaju studium psychologiczne traumy poporodowej. Choroba, która spotyka coraz więcej kobiet, często jest marginalizowana nie tylko przez społeczeństwo, ale nawet przez najbliższych. W tym przypadku przez męża Mary, który tłumacząc się obowiązkami w pracy pozostawia żonę samą sobie, nie dostrzegając jej problemów i pogrążania się w obłędzie. Problem zostaje dostrzeżony, gdy już jest za późno i dochodzi do tragedii.
Twórcy nie stawiają na fajerwerki. Nie bawią się w schematy i nie straszą klasycznymi kliszami. Jeżeli chodzi o triki mające na celu wywołanie strachu w widzu, to prawie ich nie doświadczymy. Mimo to film buduje atmosferę grozy. Ciągłe wrzaski i płacz bywają bardzo przerażające. Dziwne odgłosy i rozmowy z demonem nagrane na taśmach. Ciary na plecach. Sama świadomość, że coś złego dzieje się z dzieckiem wywołuje lęk. Najlepsze jest jednak to, że do końca nie wiemy czy tragiczny finał jest rzeczywisty i spowodowany chorobą, czy działaniem sił nadprzyrodzonych.
Twórcy zostawiają sobie wąskie pole manewru a interpretację pozostawiają widzom. To jest mocna strona tej produkcji. Sztuką jest też wywołać przerażenie nie stosując wyskakujących z zakamarków potworów. Tu pojawia się coś w cieniu, nie wiemy co, a jednak psychika działa. Resztę sobie dopowiadamy. Atmosfera się zagęszcza. Tajemniczość zostaje zachowana przez cały film, nawet w momencie gdy wydaje się nam, że stajemy twarzą w twarz z urzeczywistnionym złem. Finał zaś powala na kolana.
Poroniony jest przykładem horroru który nie tyle straszy filmowymi trikami, co wzbudza w widzu lęk atmosferą. W natłoku współczesnych filmów grozy to olbrzymia zaleta. Klimat jest tu przesiąknięty szaleństwem, tajemnicą i mnóstwem niedopowiedzeń. Jest to także płytka, ale jednak, analiza depresji poporodowej i traumy związanej ze stratą dziecka opleciona w mroczną historię z tragicznym finałem.
Poroniony
Reżyseria: Brandon Christensen
Scenariusz: Brandon Christensen, Colin Minihan
Obsada: Christie Burke, Jesse Moss, Rebecca Olson, Jenn Griffin i inni
Gatunek: horror
Produkcja: Kanada
Rok produkcji: 2017
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.