filmrecenzja filmu

Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda – recenzja

Druga odsłona Fantastycznych zwierząt miała być już pełnoprawnym kinem z trzymającą w napięciu fabułą, konfliktem i czarnym charakterem. Niestety nie jest. To nadal „wstęp do czegoś większego”, zabawa zbudowana na zapowiedziach, smaczkach i aluzjach, słowem – filmowe lanie wody. W końcu ma być tego aż pięć części.




Rozpoczynamy widowiskową sekwencją ucieczki Gellerta Grindelwalda z więzienia. Grany przez Johnny’ego Deppa łotr zyskuje wolność i zaczyna szukać sprzymierzeńców w realizacji pragnienia – dominacji czarodziejów ponad mugolami. Zamiast Colina Farrella na ekranie w pełnej krasie objawia się już Depp i trzeba przyznać, że aktor, który w ostatnim czasie ma naprawdę kiepską passę, tworzy całkiem niezły czarny charakter – jest charyzmatyczny, niebezpieczny, a jego decyzje są dobrze umotywowane. Tyle tylko że scenarzyści niespecjalnie chcą za nim podążać.

Bo większość filmu to jednak mało znaczące fabularnie perypetie Newta, Jacoba i Tiny, bohaterów których zdążyliśmy polubić i nawet się za nimi stęsknić. Ich ekranowe losy mało związane są z kluczowym przetasowaniem kart na samej górze – będą to raczej relacje miłosne (kto kogo kocha, kto się z kim ożeni), uganianie się po Europie i cały szereg mniej istotnych wątków pobocznych.

Innym elementem Fantastycznych zwierząt odwracającym uwagę od głównej fabuły jest odwołanie do sentymentu widza i puszczanie oka do miłośników: po latach ponownie zajrzymy do Hogwartu, poznamy młodszego profesora Dumbledore’a (i jego relację z Grindelwaldem) czy samego Nicolasa Flamela (jeszcze żywego). Z pewnością zrobi to wszystko wrażenie na widzach, którzy dorastali wraz z Harry’ym Potterem.

Tylko jak długo Rowling będzie grać na samym sentymencie miłośników jej cyklu? Przydałoby się wreszcie nakreślić tu solidną intrygę, rozstawić bohaterów, zaoferować dramaturgię zamiast jej obietnicy. Nie ma tu tego. A jednak jest to ponad dwie godziny oglądania: barwnego, wypchanego magią i efektami specjalnymi pitu-pitu, które zacznie się rozkręcać wreszcie kiedy? W trzeciej? Czwartej części?

Oczywiście jest na czym zawiesić oko i brak angażującej fabuły wcale nie znaczy że będziecie się nudzić. Mamy do czynienia z wieloma postaciami i każda ma własną, rozbudowaną historię. Względem poprzedniej odsłony wyraźnie rozwinięto postać ukochanej Jacoba – Queenie, wprowadzona zostaje Leta Lestrange z bagażem własnej niełatwej przeszłości, są dalsze losy Credence’a, wreszcie wspomniany Dumbledore. Wszystkie te postaci dostają sporo ekranowego czasu, dlatego większość z tych dwóch godzin polega na budowaniu relacji i zależności. Właściwie dopiero finał posiada właściwą dramaturgię i posuwa ogólną fabułę do przodu sprawiając że i tak będziecie czekać na kolejną odsłonę.

Unikalny prequel Harry’ego Pottera najpierw miał zamienić się w trylogię, a teraz już w pięcioczęściowy cykl. Tylko właściwie po co? Na razie po raz kolejny otrzymujemy prolog, który z jednej strony odwołuje się do pierwowzoru, z drugiej buduje podwaliny pod epicką historię, która dopiero ma nastąpić. Trochę miłosnych rozterek, trochę dramaturgii, Grindelwalda ostatecznie niewiele, ale za to cała masa smaczków, które odwrócą naszą uwagę.

MOJA OCENA:
4/10

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda
Reżyseria: David Yates
Scenariusz: J.K. Rowling
Obsada: Eddie Redmayne, Katherine Waterston, Dan Fogler, Alison Sudol, Ezra Miller, Zoe Kravitz, Johnny Depp, Jude Law, Callum Turner, Claudia Kim, William Nadylam, Poppy Corby-Tuech
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Philippe Rousselot
Gatunek: Fantasy
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 16 listopada 2018

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.