Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi – recenzja filmu
Odkąd Disney przejął prawa do Gwiezdnych Wojen, miłośnicy cyklu otrzymali trzecią już odsłonę nowej serii, a drugi film z kolejnej trylogii. Po dwuletnim oczekiwaniu światło dzienne ujrzał Ostatni Jedi kontynuujący wątki rozpoczęte w Przebudzeniu Mocy.
Film Riana Johnsona, który przejął schedę po Abramsie, rozpoczyna się dokładnie w miejscu, w którym zakończyła się produkcja jego poprzednika. Rey odnajduje Luke’a i próbuje go przekonać do ponownego włączenia się do walki. W tym samy czasie Nowy Porządek pod przywództwem Snoke’a odnajduje bazę Ruchu Oporu i planuje ostateczne rozstrzygnięcie. Generał Leia zarządza ewakuację bazy. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem. Do akcji wkraczają Finn i Poe, którzy obmyślają własny plan i szybko wcielają go w życie.
Jak wypada nowa odsłona Gwiezdnych Wojen? Ostatni Jedi to niewątpliwie film, który ciężko jednoznacznie ocenić. Nie brak mu zalet charakterystycznych dla całego cyklu, szczególnie gdy chodzi o stronę wizualną. Dobrze wypadają też relacje między niektórymi postaciami,wątek Rey i Kylo Rena trzyma w napięciu do samego końca. Z drugiej strony otrzymujemy bardzo długi film z rozciągniętym i zwyczajnie nudnym pierwszym aktem. Wreszcie kwestia Snoke’a, teoretycznie głównego antagonisty, została tu potraktowana po macoszemu. Jego wątek pozbawiony jest sensu i śmiało można powiedzieć, że to jedna z największych wad filmu.
Generalnie leży cała ciemna strona mocy. Snoke tak naprawdę wciśnięty jest tu na siłę. Po Przebudzeniu Mocy można było mieć nadzieję, że postać ta będzie odgrywała dużą rolę, że poznamy jej genezę i będzie to coś mocnego. Tymczasem Snoke pojawia się znikąd, posiada nieograniczoną moc, a jego kwestia zostaje rozwiązana w dość nieoczekiwany sposób. Nie lepiej jest z Kylo Renem, którego ratuje przede wszystkim genialny Adam Driver, ale na etapie scenariusza postać ta jest niedopracowana. Nie idzie za nią tajemnica i strach jaki wzbudzał choćby Darth Vader. Jego motywacje też przyjmujemy na wiarę. Ot, ciemna strona mocy przejęła nad nim władzę, pytanie tylko dlaczego?
Ostatni Jedi to przede wszystkim piękne kinowe doświadczenie – wizualnie to prawdziwa gratka. Dopracowane szczegóły robią spore wrażenie. Znajdziemy tu mnóstwo CGI, ale wykorzystanego mądrze i połączonego z tradycyjnymi efektami. Pod tym względem do produkcji Johnsona nie można się przyczepić. Wrażenie robi przede wszystkim finałowa bitwa w barwach bieli i czerwieni.
Niestety w równym stopniu nie dopracowano scenariusza. Główna intryga tonie w banałach. Przez cały film ci źli gonią i tych dobrych, co rzecz jasna kończy się finałową konfrontacją. Lepsze wrażenie robią wątki poboczne, jak wspomniana wcześniej relacja Rey z Kylo Renem i ich pojedynek z ochroniarzami Snoke’a. Pomysłowy jest także wątek z hakerem DJ, w którego wciela się rewelacyjny Benicio del Toro. Miejmy nadzieję, że ta postać jeszcze powróci. Gorzej wypada z kolei wątek Luke’a i Rey, który twórcy z niewiadomych przyczyn chcieli uczynić wyraźnie humorystycznym, co nie koniecznie przekłada się na dobry ekranowy rezultat.
Ostatni Jedi to kolejna już w ostatnim czasie odsłona Gwiezdnych Wojen, która podzieli widzów, zyskując tylu fanów co przeciwników. Patrząc przez pryzmat fabuły, historii, bohaterów, ponownie otrzymujemy niepozbawioną wad i wyraźnie przeciętną produkcję. Niemniej cykl nadal broni się jako przygoda i kapitalna rozrywka opatrzona obłędną stroną wizualną.
MOJA OCENA:
5/10
Reżyseria: Rian Johnson
Scenariusz: Rian Johnson
Obsada: Mark Hamill, Carrie Fisher, Adam Driver, Oscar Isaac, Daisy Ridley, John Boyega, Benicio del Toro i inni
Muzyka: John Williams
Zdjęcia: Daniel Mindel
Gatunek: Sci-fi, Przygodowy
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 14 grudnia 2017
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.