Angele Dei. Dariusz Domagalski
Aniele Boży, Stróżu mój….Tymi słowami zaczyna się jedna z pierwszych modlitw jakiej uczy się każdy młody katolik. Dla wierzeń chrześcijańskich od dawien dawna ochrona Anioła Stróża jest czymś oczywistym. Co było by jednak, gdyby wizja aniołów ukazana przez kościół i przekazywana w tradycji z pokolenia na pokolenie, okazała się całkiem inna? Do tego stopnia, że nie jednego człowieka potrafiła by nawet przerazić. Ciekawą wariację na ten temat serwuje nam Dariusz Domagalski w swojej najnowszej powieści Angele Dei, która niedawno ukazała się na rynku wydawniczym nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Historia ukazana w powieści Domagalskiego skupia się wokół poszukiwań tajemniczego artefaktu, który może przyczynić się do zniszczenia przymierza Jahwe zawartego z ludźmi. Pikanterii temu nadaje fakt, że to zazdrośni o miłość Boga aniołowie są sprawcami tych działań. Nie jest to pierwsza taka sytuacja, gdyż na przestrzeni tysiącleci dochodziło już do wojen między aniołami. Pierwszym buntownikiem był Samael, który nie zgodził się służyć Adamowi, po tym jak został on stworzony przez Boga. Kolejnym był Lucyfer, któremu także nie powiódł się bunt. Obecnie następni aniołowie podważają panujący ład i w imię bożej miłości planują zagładę ludzkości. W czasach obecnych szykuje się zatem kolejna wojna w Niebiosach.
Powieść Domagalskiego rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych na przestrzeni prawie 2500 lat, a elementem wiążącym całość w założeniu jest osoba Strażnika, który odpowiedzialny jest za ochronę poszukiwanego artefaktu. Piszę – w założeniu, bo to do końca się nie udało. Niestety tak naprawdę w czasie lektury odnosi się wrażenie czytania trzech zupełnie różnych historii, które łączy jedynie pożądany przedmiot. Przyznać jednak trzeba, że same w sobie te opowieści są ciekawe i dobrze rozbudowane. Nie tylko przedstawiają wydarzenia bieżące, lecz ukazują także historie z zamierzchłych czasów dotyczące powstania ludzi i wojny aniołów.
Niestety sama fabuła, mimo że ciekawa i intrygująca, nie sprawi, że całość będzie miała pozytywny wydźwięk. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Żeby dobrze zrozumieć, co autor chciał ukazać, należy przede wszystkim odnieść się do źródeł, na których bazował. Pierwsze, co rzuca się w oczy to nawiązanie do cyklu filmów Armia Boga. Sądzę jednak, że z tego mógł być tylko zaczerpnięty pomysł. Prawdziwą inspiracją była raczej księga Henocha – apokryficzne pismo, które nie weszło do kanonu Pisma Świętego. Poza tym zauważyć można wiele elementów zaczerpniętych z mitów i legend hebrajskich, jak mit o Lilith, pierwszej kobiecie, czy Samaelu, pierwszym upadłym aniele.
Analizując te elementy, zaczynają się przysłowiowe schody. Pierwszy zarzut i chyba najpoważniejszy, ponieważ stawia pod znakiem zapytania logikę całej książki, to fakt, że autor słowami jednej z bohaterek opisuje anioły jako twory nie posiadające duszy i wolnej woli. Stwierdza ona, że są jedynie narzędziami w rękach Pana. No cóż. Jeżeli nie mają wolnej woli, to nie mogliby się zbuntować, co przekreśliłoby sens całej powieści. W pewnym momencie autor stara się wytłumaczyć ten paradoks w rozmowie dwóch bohaterów, twierdząc, że wszystko jest jedynie bożym planem, ale nie jest to w żaden sposób przekonujące. Kwestia ta jawi się jako błąd logiczny, który stawia pod znakiem zapytania podstawę fabuły.
Kwestię braku duszy nie traktuję jako zarzut, niemniej takie postawienie sprawy także nieco mi zgrzytało. Wydaje mi się, że autor bazując na hebrajskich mitach powinien wziąć pod uwagę fakt, że stworzeniem cielesnym bez duszy był golem, podczas gdy aniołowie były postaciami typowo duchowymi.
Negatywnym elementem jest za to brak wyraźnego rozróżnienia czasów, w których dzieje się akcja. I nie chodzi mi tu o informacje o miejscu i czasie akcji, bo tym elementem dokładnie opatrzony jest każdy podrozdział. Domagalski ma problem z rozdzieleniem i dostosowaniem dialogów do czasów, w których żyją jego bohaterowie. Wiem, że nie jest to łatwa sztuka, ale takie elementy świadczą o warsztacie autora. W tym jednak przypadku starożytny hebrajski prorok, średniowieczny rycerz, amerykański biznesmen i młody chłopak z Polski posługują się niemal identycznym słownictwem. Pomijam już fakt budowania wielkich dialogów z nastawieniem na wręcz teatralne kwestie, które w sytuacji napięcia i pośpiechu w ogóle nie powinny mieć miejsca.
Przyznać jednak trzeba, że Angele Dei czyta się ze sporym zainteresowaniem, być może przede wszystkim ze względu na samą historię, która jest ciekawa i sugestywna. Autor serwuje czytelnikom wiele intrygujących opisów związanych z hebrajskimi legendami. Szkoda tylko, że ludzcy bohaterowie, którzy kreują tę historię, zostali odrobinę zmarginalizowani i spłaszczeni. Siłą rzeczy znacznie lepiej na ich tle wypadają aniołowie, pośród których znajdziemy kilka naprawdę barwnych postaci.
Historia na której bazował Domagalski miała ogromny potencjał, który tylko w pewnym stopniu wykorzystany został przez autora. Niestety ciekawa i intrygująca problematyka sama w sobie nie jest w stanie zapewnić powieści sukcesu. A reszta – warsztat autora, język, prowadzenie trójpłaszczyznowej narracji, potrafią niekiedy mocno rozczarować. W rezultacie Angele Dei jawi się jako przeciętna powieść fantasy z hebrajską mitologią w tle i zaskakującym finałem.
Angele Dei
Autor: Dariusz Domagalski
Wydawnictwo: Rebis
Gatunek: Fantasy
Data wydania: 2 sierpnia 2016
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.