Recenzja filmu „Wilk z Wall Street”
Film Martina Scoresese opisuje typowy przykład tak zwanego american dream, a sam Belfort to uosobienie podróży od zera do bohatera. Oczywiście mówiąc bohaterem mam na myśli zwykłą ironię, gdyż Jordana Belforta śmiało możemy określić mianem antybohatera, mimo że przez cały film sympatia wędruje w jego kierunku. Niestety jest to spowodowane sposobem przedstawienia go przez twórców. Prawdziwy Belfort był oszustem z Wall Street, który w ciągu kilku lat przeobraził się w milionera uzależnionego od seksu, narkotyków, alkoholu oraz imprez. Aż ciężko uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę, jednak Belfort istnieje, nadal mieszka w Los Angeles, a my możemy zobaczyć go w czasach, kiedy jego życie wyglądało jak jedna wielka orgia.
Scorcese ponownie pokazuje jak powinno się robić filmy. W tej dziedzinie zasługuje na miano prawdziwego artysty. Jak mało kto ze zwykłej, być może nawet potencjalnie nudnawej historii, potrafi zrobić prawie trzygodzinne dzieło, które chwilami nie pozwala widzowi oderwać oczu od ekranu. Wilk z Wall Street jest ostry i wyuzdany, a mimo to nie przekracza granic dobrego smaku. Reżyser mimo swoich siedemdziesięciu lat idealnie dopasowuje się do młodej widowni, a zarazem tworzy klimat rodem ze swoich klasyków, puszczając oko do starszej publiczności. Może i historia ukazana w filmie ociera się o skandal, ale Scorsese od samego początku lubił szokować, a właśnie to nadaje jego twórczości pewnej pikantności, która sprawia, że trudno przejść obok niej z obojętnością. Po specjalnym pokazie dla członków Akademii, jeden z członków miał powiedzieć do Scorsese i DiCaprio: Wstydźcie się. Sądzę jednak, że panowie nie mają się czego wstydzić, bo Wilk z Wall Street, to znakomicie zrealizowane kino, które świetnie się ogląda. A jego odbiór zależy już tylko i wyłącznie od widza.
W filmie zrezygnowano z wszelkiego rodzaju niedopowiedzeń i przemilczania pewnych faktów. Scorsese pokazuje swoje historie w sposób prosty i dobitny. Trudno narzekać, że bohater z Taksówkarza zachowywał się psychol, a sceny ukazywane tam przez Scorsese ociekały brutalnością. U niego nocni ratownicy pogotowia są styrani życiem i problemami psychicznymi i na pewno nie mają nic wspólnego z serialowym wizerunkiem ratownika medycznego. Przyzwyczajeni do wizji Scorsese nie mogliśmy oczekiwać nic innego, jak mocnego i kontrowersyjnego filmu. Sam Belfort prowadził życie skandalisty, więc film o nim też musi być utrzymany w podobnej tonacji, inaczej nie byłby nic wart.
Poza wkładem reżysera w odbiór filmu, w dużej mierze jest on zasługą aktorów. DiCaprio w roli Belforta wypadł rewelacyjnie, niemal wybitnie. Jego dobra passa trwa już od jakiegoś czasu, chyba nigdy nie będzie on już bliżej Oscara niż teraz. Jeżeli ktoś nadal nie wierzy, że DiCaprio zerwał już z wizerunkiem wykreowanym w Tittanicu, to koniecznie musi zobaczyć go tutaj. Niektórzy zarzucają aktorowi, że gloryfikuje swojego bohatera, jego styl i zachowanie. Jednak w rzeczywistości DiCaprio potrafi kapitalnie oddać pustkę Belforta, skrywaną głęboko pod warstwami sztucznego szczęścia napędzanego przyjemnościami. Poza DiCaprio świetnie wypada także drugi plan. Jonah Hill w roli Donnie Azoffa nawet na krok nie ustępuje koledze. Lepiej nawet niż DiCaprio potrafił ukazać uzależnienie od dragów, a jego bohater to kawał niemoralnego, a wręcz psychopatycznego drania, a zarazem najbliższego współpracownika Belforta. Warto też zwrócić uwagę na Matthew McConaugheya, jako mentora głównego bohatera, który zapada w pamięci na długo, nawet jeśli pojawia się na ekranie tylko na kilkanaście minut.
Scorsese kolejny raz trafia idealnie z tematyką, a jak wiadomo popyt nakręca podaż, takim oto sposobem Wilk z Wall Street zjednał sobie widzów. W czasach, gdy najważniejszy jest pieniądz, film opowiadający o tym jak łatwo jest się dorobić wielkiej fortuny jest strzałem w dziesiątkę. Jeżeli dodamy do tego rewelacyjną obsadę i reżysera ze światowej czołówki, ubierzemy to w modne ciuchy, a na koniec okrasimy utartym sloganem: sex, drug and rock’n’roll – mamy sukces murowany. Nie wierzycie? Zobaczcie Wilka z Wall Street.
Wilk z Wall Street (The Wolf of Wall Street)
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Terence Winter
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Matthew McConaughey, Kyle Chandler, Jon Brenthal, Jon Favreau i inni
Muzyka: Howard Shore
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Komedia
Kraj: USA
Rok produkcji: 2013
Data polskiej premiery: 3 stycznia 2014
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.