Niemy klasyk: „Generał” Bustera Keatona
Fanom komedii burleskowych i slapstickowych święcących triumfy w erze kina niemego, nie trzeba specjalnie przedstawiać Bustera Keatona. Pozostałym warto zwrócić uwagę na fakt, że Keaton (zwany przez publiczność „Kamienną twarzą” ze względu na niezmienny, poważny wyraz twarzy, jakim raczył widzów na ekranie) był jednym z najsłynniejszych komików filmowych tamtego okresu. Tak jak Chaplin czy Lloyd, był twórcą mistrzowskich, niezapomnianych gagów, które do dziś potrafią rozbawić niejednego ponuraka. Ale jego wygłupy, oprócz tego, że naprawdę śmieszyły, imponowały ponadto widowiskowością oraz efektownością. Keaton bezproblemowo potrafił najpierw wzbudzić uśmiech na twarzy widza swoim niezdarnym zachowaniem, by po chwili przyprawić go o ciarki jakimś ekwilibrystycznym popisem.
W Generale Keaton oprowadza widzów po okresie wojny secesyjnej. Sam odgrywa postać młodego maszynisty, który nie został wcielony do armii, gdyż bardziej potrzebny jest w swoim zawodzie. Jest to dla niego tym bardziej bolesne, że rodzina jego ukochanej od tej pory będzie miała go za tchórza, a szanse na małżeństwo drastycznie spadną. Nieszczęśliwie jednak dziewczyna znalazła się w porwanym przez armię przeciwników pociągu. Nasz bohater zupełnie nie zważając na niebezpieczeństwo, sam jeden wyrusza swoją lokomotywą w pościg za porywaczami. Od tej pory rozpoczyna się pełna napięcia pogoń, w czasie której widz jest niemal atakowany slapstickowym humorem, a każda następna scena robi większe wrażenie od poprzedniej.
Reżyser Józef Gębski napisał kiedyś w fikcyjnym liście do Keatona: „Bije się Pan tak, jakby Pan tańczył, je jakby śpiewał, a biega z energią żółwia. Znajduje Pan wyjście z sytuacji bez wyjścia, a komplikuje sprawy najprostsze, jakby chodziło o problemy filozoficzne najwyższej miary.”* I oto właśnie są słowa, które najlepiej oddają to, co dzieje się na ekranie. Humor bowiem nie wynika tu ze splotu jakichś niewiarygodnych wydarzeń (choć i takie się zdarzają), nie jest oparty na przemocy, czy wulgarnym zachowaniu. Humor to sam Keaton! Bo czy da się samemu zachować powagę, obserwując kamienny wyraz twarzy aktora, zmagającego się z uporem maniaka z przeciwnościami losu, które najczęściej powstały z jego własnej winy? Scena z powyższego zdjęcia: Keton prowadzi lokomotywę. Kilkanaście metrów dalej leży rzucony na tory drewniany pal. Bez zastanowienia, w pośpiechu, bohater opuszcza maszynę, wyprzedza ją i zupełnie zapominając, że ona ciągle jest w ruchu, próbuje pozbyć się przeszkody. Jego twarz nie zmieni wyrazu nawet wtedy, gdy lokomotywa „zgarnie” go z torów. I tak komplikując sprawy najprostsze – jakby powiedział Gębski – protagonista z wypiętą piersią brnie przed siebie bez strachu, odwagi dodaje mu bowiem świadomość niebezpieczeństwa, które grozi jego ukochanej. W ten sposób podstawowe wartości takie jak miłość i poświęcenie dla drugiej osoby – wartości, o których często zapominamy, znajdują odzwierciedlenie w Generale i wybrzmiewają pełnią głosu dobiegającego z niemego obrazu.
Buster Keaton gra minimalistycznie, oszczędnie w środkach, jakby na przekór „minom” i „grymasom” innych aktorów tamtego okresu. Nie musi w sztuczny sposób pokazywać widzowi emocji, które targają jego bohaterem, bowiem wszystko, co się z nim dzieje jest już wystarczająco sugestywne, nie pozostawiające odbiorcy żadnych wątpliwości. Generał to teatr jednego aktora. Wszyscy inni stanowią jedynie tło dla jego postaci, wygłupów, gagów. A Keaton nie zwalnia nawet na moment, biega, skacze, dwoi się i troi, aby uratować ukochaną, a tym samym rozbawić widza.
Aż dziw bierze, że w swoim czasie produkcja nie zdobyła sobie uznania widzów. Ba!, jako jeden z najdroższych filmów tamtego okresu zdecydowanie się nie zwrócił. Tak duża finansowa porażka oraz nieuchronnie zbliżająca się era dźwięku, stały się przyczyną upadku wspaniałej kariery Keatona. A przecież Generał jest niesamowicie widowiskowy! Dość powiedzieć, że nawet niektóre dzisiejsze filmy akcji mogłyby się skryć w jego cieniu. Upływający czas nie uczynił żadnego uszczerbku na jego spektakularności, a być może nawet ją wzmocnił. Bo nawet po blisko dziewięćdziesięciu latach od premiery, gigantyczna lokomotywa wpadająca z mostu do rzeki musi robić wrażenie. Ileż współcześni twórcy filmowi mogliby się nauczyć w kwestii sztuki montażu, oglądając Generała. Wszelkie niedoskonałości idealnie maskują szybkie przejścia, które jednocześnie napędzają dynamikę akcji. Niektóre sceny zapierają dech w piersiach i szczęśliwi ci, którzy mogą zatrzymać nagranie i wrócić do poprzedniej sceny, aby przyjrzeć się jej jeszcze raz.
Temu, kto zdążył już poznać Bustera Keatona, Generała wcale nie muszę polecać. Pozostałych gorąco zachęcam do obejrzenia tego filmu. Szczególnie jeśli chcielibyście odpocząć nieco od współczesnych komedii, opartych głównie na wulgaryzmach oraz fekalnym humorze. Produkcja ta zapewni wam prostą, niewymagającą, ale i niegłupią rozrywkę, która – jeśli tylko pozwolicie się jej porwać – dostarczy wam mnóstwo śmiechu. I warto przyjrzeć się jak kiedyś tworzono filmy oraz zwrócić uwagę na to, ile poświęcenia wymagały one od aktorów. Cóż znaczy dzisiejsze „granie” w pomalowanym na zielono studiu, przy Keatonie skaczącym z wagonu na wagon pędzącego pociągu?
*Józef Gębski, Nasz iluzjon: nie wysłany list do Bustera Keatona, [w:] „KINO”, 2/1976, s. 48
Generał (The General)
Reżyseria: Buster Keaton, Clyde Bruckman
Scenariusz: Buster Keaton, Clyde Bruckman i inni…
Obsada: Buster Keaton, Marion Mack, Glen Cavender, Jim Farley i inni…
Zdjęcia: Devereaux Jennings, Bert Haines
Muzyka:
Kraj: USA
Gatunek: Komedia, Wojenny, Romans, Niemy
Rok: 1926
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.