Książkirecenzja książka

Mateusz Cieślik „Urząd do Spraw Dziwnych” – recenzja

Są takie książki, w których przedstawiony świat wciąga od razu i po zakończonej lekturze chce się więcej i więcej. Są też takie, które dobrze się zapowiadają, ale w trakcie czytania entuzjazm opada. Niestety tak właśnie stało się z Urzędem do spraw dziwnych autorstwa Mateusza Cieślika.  

Sara Kos jest nastolatką, która stara się opiekować młodszym bratem i chronić go przed ojcem. Ich matka zniknęła bez śladu rok wcześniej, więc rodzeństwo jest skazane na życie z rodzicem, który nie jest zainteresowany ich potrzebami i potrafi być agresywny. Sara nienawidzi ojca z całego serca i snuje plany o przyszłości, w której się od niego uwolni. W międzyczasie w jej małej miejscowości pojawia się nowy mężczyzna, który przyciąga uwagę dziewczyny. Co dziwniejsze, wprowadza się do sąsiedniego domu, w którym jakiś czas temu zmarł starszy mężczyzna. Sara ze swojego okna stara się podglądnąć gości wchodzących do domu, ale ostatecznie postanawia zakraść się na strych i podsłuchać nieznajomych. Kończy się to spektakularnym upadkiem na sam środek salonu i poznaniem nowego dla niej świata. 

Sara zostaje zabrana przez Arona do Urzędu do Spraw Dziwnych w Krakowie. Okazuje się, że wszystko, co do tej pory dziewczyna wiedziała o ludziach, jest nieprawdą. To nie homo sapiens jest nadrzędnym gatunkiem. Animowie posiadają ludzkie ciała, ale głowy zwierząt i to oni stoją najwyżej w hierarchii. Ukrywają się przed światem i jest ich niewielu, ale są lepiej rozwinięci. Z punktu widzenia ludzi potrafią rzucać zaklęcia, ale dla nich jest to bardziej rozwinięta nauka, która dla człowieka jest na razie zbyt skomplikowana. Posługują się dyskryptami, mają poziomy zaawansowania wiedzy, które się osiąga wraz z rozwijaniem umiejętności i jako pół-ludzie pół-zwierzęta o wiele bardziej szanują faunę i florę. 

W Urzędzie do Spraw Dziwnych, do którego trafiła Sara, okazuje się, że jedno z prowadzonych śledztw może mieć coś wspólnego z zaginięciem matki dziewczyny. Sara zaczyna coraz bardziej angażować się w sprawy świata animów. Z każdym dniem, mimo wielu różnic w ich podejściu do życia, zaczyna przekonywać się, że trudno będzie jej się odnaleźć w normalnym świecie po powrocie do domu. 

Urząd do Spraw Dziwnych miał ciekawe założenie równoległego do ludzkiego, ale ukrytego świata animów. Dyskrypty jako zaawansowana nauka przypominająca magię również mi się spodobała. Jednak kilka rzeczy zaważyło na tym, że ostatecznie książka nie przypadła mi do gustu, na co miałam nadzieję sięgając po nią. O wiele mądrzejsze i bardziej zaawansowane istoty muszą się ukrywać przed ludźmi, co jest dla mnie niezrozumiałe. Rozumiem zagrożenie polowań na animów jako jeden z powodów unikania ludzi. Jednak bez problemu powinni sobie poradzić z każdym człowiekiem, tym bardziej, że oba gatunki żyją równolegle od dawna, a więc byli także w czasach, gdy człowiek z technologią czy bronią nie miał jeszcze do czynienia. Gdyby tylko animowie chcieli, mogliby z ludzi zrobić służących, a zamiast tego to zwierzoludzie są potężni, ale chowają się przed słabszymi od siebie. 

W fantastyce wiele rzeczy uchodzi na sucho, bo w końcu to najlepszy gatunek na puszczenie wodzy fantazji. Jednak rzadko się zdarza, żeby coś aż tak mi nie pasowało w wizji przedstawionego świata. Niemożliwe jest, aby człowiek-niedźwiedź lub człowiek-jeleń nie zostali zauważeni przez jakiegokolwiek człowieka. Mogliby ewentualnie przez całe życie nie wychodzić z mieszkania, ale to byłoby jeszcze mniej realne. Ponadto animowie poza znajomością pisania dyskryptów wydają się mniej inteligentni, ich spory są czasami infantylne, a nowością dla niektórych były Scrabble. Trudno mi uwierzyć w potencjalne istnienie takiego świata i takiej grupy istot, ponieważ różne aspekty ich życia wzajemnie sobie przeczą. 

Do plusów na pewno należy samo śledztwo dotyczące zaginięcia matki i jego rozwiązanie, który mi się podobało. Sam pomysł na zwierzoludzi też jest ciekawy, ale mam wrażenie, że nie został wystarczająco przemyślany pod względem nadania mu trochę więcej realizmu. Nawet czytając książkę z kategorii fantastyki dobrze jest wierzyć, że taki świat mógłby istnieć. Tutaj niestety nie miałam takiego odczucia, przez co trudno mi było dać się wciągnąć w całą historię. 

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy WYDAWNICTWU BEYA
 
 
 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KOMIKSÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

 

Katarzyna Satława Recenzent

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.

Katarzyna Satława

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.