recenzja serialserial

Recenzja serialu „The Liberator” Netflixa

4-odcinkowy miniserial The Liberator to nowa wojenna propozycja Netfliksa, na którą zwrócą uwagę przede wszystkim polscy widzowie, bo chociaż jest to produkcja amerykańska powstała w oparciu o epicką prozę Aleksa Kershawa, to olbrzymią rolę w jej powstaniu odegrali Polacy. Reżyserem całego serialu jest bowiem Grzegorz Jonkajtys, twórca mający dotychczas w swoim dorobku jedynie krótkometrażowe animacje, takie jak Arka czy The 3rd Letter. Niemal cała strona techniczna Liberatora, zdjęcia, muzyka, animacja, montaż, scenografia itd., to także dzieło polskich specjalistów.

The Liberator to niewątpliwie wciągające widowisko wojenne. Owszem, ma za oparcie wybitną prozę Kershawa, więc pod względem historii częściowo broni się samo. Częściowo, bo można odnieść nawet wrażenie, że produkcja mimo 4 godzin trwania nie jest w stanie oddać bogactwa losów podopiecznych oficera Felixa Sparksa i wciąż znacznie je spłyca. Ale nawet w okrojonej formie te losy się po prostu z uwagą śledzi.

Wspomniany Sparks to młody, ambitny i odważny oficer amerykańskiej armii, który w czasie II wojny światowej musi zająć się pułkiem wyrzutków, w skład których wchodzą z trudem potrafiący się podporządkować dyscyplinie żołnierze lub przedstawiciele mniejszości, jak na przykład Indianie, w szeregach armii częściej mogący liczyć na wyzwiska niż pochwały. To właśnie Sparks jest tym, który pozwala im uwierzyć w siebie i przekonuje ich, że jest dla nich miejsce w armii, że Stany to również ich ojczyzna, za którą warto walczyć, a często niestety także ginąć. Pułk Sparksa przez kilkaset dni prowadził działania na terenie Europy a ich wędrówka zamieniła się w prawdziwą dramatyczną odyseję.

Serial powstał w oparciu o nową odmianę animacji, zwaną Trioscope Enhanced Hybrid Animation, za którą odpowiada właśnie Jonkajtys. Technika jest nowa i The Liberator to pierwsza produkcja zrealizowana z jej pomocą, ale faktycznie jest to technika zbliżona i przypominająca klasyczną animację rotoskopową, według której powstał chociażby ostatnio ciekawy serial Amazonu – Undone. Trzeba przyznać, że The Liberator wygląda pod tym względem ciekawie, ale jednocześnie to nie jest animacja wgniatająca w fotel, czy specjalnie się czymś wyróżniająca. Przeciwnie – widać że została wykorzystana przede wszystkim by ograniczyć koszty produkcji. Przedstawienie tej historii w tradycyjnej formie aktorskiej z pewnością kosztowałoby znacznie więcej.

The Liberator to warty uwagi serial wojenny, który powinien przypaść do gustu wielbicielom widowiskowych i dramatycznych produkcji przypominających wielkie momenty minionych konfliktów. Historia żołnierzy Felixa Sparksa, którzy przez ponad 500 dni walczyli w Europie, ma wszystko co trzeba, by zatrzymać widza przed ekranem. Owszem, miejscami brakuje jakiegoś autorskiego rysu, czegoś co sprawi, że do tego serialu chciałoby się wrócić po latach, to raczej produkcja do obejrzenia na raz, bez zapadających w pamięci momentów. Ale wciąż warta poznania.




The Liberator. Twórca: Jeb Stuart; reżyser: Grzegorz Jonkajtys; scenariusz: Jeb Stuart, Alex Kershaw; obsada: Bradley James, Martin Sensmeier, Jose Muguel Vasquez, Ross Anderson, Billy Breed i inni; muzyka: Mikołaj Stroiński; zdjęcia: Michał Łuka; gatunek: animowany, wojenny, serial; rok produkcji: 2020; kraj: USA.

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.