Miłość, śmierć i roboty – recenzja obłędnego serialu Netflixa
Sex, przemoc, potwory, morderstwa, roboty i audiowizualny obłęd. Netflix wprowadził właśnie do swojej ramówki prawdopodobnie najostrzejszą dotychczas produkcję (i kto wie czy nie najlepiej wyglądającą).
Od 2008 roku mówiło się, że David Fincher pracuje nad realizacją nowej wersji animowanego Heavy Metalu, adaptacji historii wyjętych z kultowego pisma o tej samej nazwie. Miała to być antologia z udziałem innych reżyserów, m.in. Gore Verbinsky’ego czy mało komu wówczas znanego Tima Millera. Po kilku latach jednak studio Paramount zawiesiło projekt. Wygląda na to jednak, że marzenia o ostrej, animowanej antologii w dalszym ciągu zaprzątały głowę Finchera i wspomnianego Millera, który w międzyczasie wyreżyserował pierwszego Deadpoola. Obaj panowie, korzystając z możliwości Netflixa, zaprosili do współpracy utalentowanych animatorów z całego świata (także z Polski) i w oparciu o opowiadania m.in. Petera Hamiltona, Philipa Gelatta, Alastaira Reynoldsa czy Kena Liu, zrealizowali 18 szortów utrzymanych w najróżniejszej konwencji i korzystających z odmiennych technik – łączą je tytułowe hasła: miłość, śmierć i roboty.
Antologię otwiera animacja Sonnie ma przewagę na podstawie opowiadania Petera Hamiltona. Szort opowiada o popularnym sporcie opartym o pojedynek dwóch bestii kierowanych umysłami ich właścicieli. Bohaterką jest tytułowa Sonnie, którą zgwałcono i okaleczono – teraz wykorzystuje pojedynki, by mścić się na facetach. Brutalne, fantastycznie wyglądające i ozdobione fabularnym twistem.
Niesamowicie wygląda kipiący erotyzmem Świadek, którego bohaterka ucieka przed człowiekiem, który na jej oczach dokonał morderstwa. Korzystający z estetyki komiksu, wizualnie obłędny film dosłownie nafaszerowany jest akcją.
Brutalny i niezwykle krwawy jest kreskówkowy Wysysacz dusz, w którym grupa badaczy musi stawić czoła legendarnemu Vladowi Palownikowi, w którym trup ściele się gęsto, postaci rzucają mięsem, a okrutny Dracula rozrywa na strzępy nawet dzieci.
Jedną z najlepszych historii w całej antologii jest Za szczeliną Orła, która nie tylko wygląda diablo realistycznie, ale też może się pochwalić ambitną fabułą, czego jednak nie można powiedzieć o wszystkich tutejszych szortach. Adaptacja prozy Alastaira Reynoldsa opowiada losy członków kosmicznej załogi, którzy po wybudzeniu z hibernacji odkrywają, że znajdują się w zupełnie innym rejonie kosmosu niż było to planowane. Podczas gdy postarzeli się o kilka miesięcy, na Ziemi minęło kilkaset lat. Prawda okazuje się być jednak dużo bardziej okropna.
Polskie studio Platige Image zrealizowało Rybią noc Damiana Nenowa utrzymaną w stylistyce przypominającej jego głośną produkcję Jeszcze dzień życia. Dwóch mężczyzn zostaje uwięzionych na pustyni w Stanach po tym jak zepsuło im się auto. Nocą stają się świadkami niesamowitej wizji pełnej otaczających ich morskich stworzeń.
Praca różnorakich animatorów i zalecenia samych producentów sprawiły, że każdy z tych szortów utrzymany jest w zupełnie innej stylistyce. Twórcy korzystają z różnych technik: 2D, 3D, CGI, motion capture, animacji fotorealistycznych i cartoonowych. Mnogość wizualnych atrakcji jest tu olbrzymia.
Podobnie jeśli chodzi o konwencję fabularną. Choć wszystkie filmy zawierają się gatunkowo w szeroko pojętej fantastyce, to podejście do gatunku jest wyjątkowo zróżnicowane. Są produkcje odwołujące się do stylistyki cyberpunku, grozy, post-apokalipsy, rasowego science-fiction, psychodelii, slashera i wielu innych.
Są szorty poważne i dramatyczne (Tajna wojna), niektóre przerażające (Wysysacz dusz), inne z kolei bazujące na absurdzie (Gdy zapanował jogurt) czy humorze (Trzy roboty). Siłą rzeczy poszczególne epizody stoją na różnym poziomie, co jest charakterystyczne dla tego typu zbiorów. Niektóre stanowią zaledwie luźny, krótki przerywnik pomiędzy poważniejszymi animacjami. Inne z kolei, mimo krótkiego metrażu, potrafią zbudować znakomite i wiarygodne postaci oraz wciągającą fabułę, czego przykładem jest Za szczeliną Orła. Na pewno każdy widz znajdzie tu coś dla siebie. Niektóre z tych animacji starają się przemycić jakąś głębszą treść i zmusić do refleksji, ale w większości stanowią przede wszystkim kawałek rozrywki, na który w pierwszej kolejności niesamowicie się patrzy. Liczy się tu głównie forma. Bo największymi gwiazdami projektu Netflixa są animatorzy z różnych stron świata, którzy proponują widzom prawdziwy wizualny odlot.
Miłość, śmierć i roboty wygląda obłędnie. To prawdziwy popis najróżniejszych współczesnych technik animacji bazujący na opowiadaniach autorów fantastycznych. Wybór jest olbrzymi i nawet jeśli nie wszystkie epizody przypadną wam do gustu (część jest raczej płytka), to warto poznać ten serial właśnie dla tej audio-wizualnej orgii. Jest wulgarnie, krwawo i zdecydowanie nie dla dzieci. Ostra jazda bez trzymanki.
ZOBACZ TERAZ RECENZJĘ DRUGIEGO SEZONU MIŁOŚĆ, ŚMIERĆ I ROBOTY
Miłość, śmierć i roboty
Twórcy: Tim Miller, David Fincher
Gatunek: Serial, animowany
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 15 marca 2019
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.