Recenzja filmu „Gdyby ulica Beale umiała mówić”
Barry Jenkins, twórca oscarowego Moonlight, powrócił z kolejnym, już jednak nie tak głośnym filmem. Przenosząc na ekran prozę Jamesa Baldwina, Gdyby ulica Beale umiała mówić, zabiera nas w podróż do lat 70. ubiegłego wieku, na spacer ulicami Harlemu w Nowym Jorku. To właśnie tu rozkwitła miłość między dorastającymi obok siebie Tish i Fonnym.
Piękne są te momenty filmu, kiedy Jenkins stawia na poetykę, bez nadęcia oddając uczucie kwitnące wokół bohaterów. Wypowiedzi z offu łączą się z cudownymi zdjęciami Jamesa Laxtrona i muzyką Nicholasa Britella: mrok spowijający ulicę w deszczu, jazz płynący z gramofonu, małe bary z uprzejmymi dla wszystkich kelnerami. Dużo w tym pewnego subtelnego uroku, ulotności, sceny miłosne nakręcone są z wyczuciem, rodzi się kino spokojne i kontemplacyjne. W tych momentach najmocniej można się zatracić.
Ale druga strona Gdyby ulica Beale umiała mówić, to kino społeczne. Tuż przed ślubem kochanków dochodzi do dramatycznej sytuacji – ktoś brutalnie gwałci Portorykankę. Rasistowski policjant oskarża o gwałt Fonny’ego, który mimo alibi nie może się bronić – nikt nie traktuje poważnie zeznań czarnoskórego chłopaka, który ostatecznie trafia do więzienia.
Kiedy love strory schodzi na dalszy plan, a do głosu dochodzą wątki rasistowskie, sądowy dramat i rodzinne kłótnie, zmienia się jednocześnie stylistyka produkcji. Jenkins odpuszcza tę ulotną poetykę na rzecz twardego moralizowania z dużo już mniejszą dozą subtelności. Uwydatnia się powierzchowność postaci i jednostronne porozkładanie akcentów: w filmie praktycznie wszystkie białe postaci są złe, a słowo „rasizm” powraca w dosadnych dialogach nieustannie.
Z dzisiejszej ceremonii wręczenia Oscarów film Jenkinsa nie wyjechał z pustymi rękami. Statuetka dla najlepszej aktorki drugoplanowej powędrowała do Reginy King, wcielającej się w rolę matki głównej bohaterki. Ta nagroda będzie dla mnie zagadką, bo wprawdzie zarówno King, jak i pozostali aktorzy tworzą tu intrygujące, pełnokrwiste kreacje, to jednak próżno szukać tu przejawów wybitnego aktorstwa wznoszącego produkcję na wyższy poziom. Niektórzy, jak Diego Luna czy Pedro Pascal, jedynie zaszczycają plan swoją obecnością, nie mając specjalnie pola do popisu. I jeśli już ktoś zostanie mi w pamięci na dłużej, to młodziutka KiKi Layne, która w swoim debiutanckim występie udźwignęła niemały ciężar swojej roli, tworząc kreację skromną, skrywającą emocje, lecz stanowczą gdy trzeba.
Gdyby ulica Beale umiała mówić Barry’ego Jenkinsa ma swoje momenty, które zapadną mi w pamięci. Pięknie skrojony, subtelny i kameralny romans, który szczególnie akcentuje wątek poświęcenia i wierności. Niestety rozmywa się on miejscami gdzieś w surowym kinie społecznym, mało angażującym, tematycznie już wyświechtanym i jednostronnym. Nie do końca już potrafiłem się odnaleźć w takiej mieszance.
Gdyby ulica Beale umiała mówić
Reżyseria: Barry Jenkins
Scenariusz: Barry Jenkins
Obsada: KiKi Layne, Stephan James, Regina King, Colman Domingo, Dave Franco, Diego Luna, Pedro Pascal
Muzyka: Nicholas Britell
Zdjęcia: James Laxton
Gatunek: Dramat
Kraj: USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 22 lutego 2019
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.