Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości Recenzja
Wreszcie na ekrany kin trafił długo wyczekiwany drugi film z uniwersum DC. Ponownie za kamerą stanął Zack Snyder, który był także reżyserem szumnie zapowiadanego, ale nie do końca udanego Człowieka ze Stali. Dostał jednak kolejną szansę na zrealizowanie widowiska na miarę Watchmen. Strażnicy. Czy mu się to udało? Niestety nie do końca. Już mocno reklamowane zwiastuny wzbudzały mnóstwo mieszanych emocji. Negatywnie na produkcji odbił się także wysyp niepochlebnych recenzji krytyków, którzy mogli zobaczyć film w specjalnych prasowych pokazach. Mimo to nie można jednoznacznie stwierdzić, że film Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości jest produkcją kategorycznie złą, chociaż rażących wad jej nie brakuje i w dużej mierze powiela błędy swojego poprzednika, to widać również, że Snyder wyciągnął także wnioski i kilka elementów poprawił.
Fabuła najnowszej produkcji Snydera zaczyna się osiemnaście miesięcy po wydarzeniach znanych z Człowieka ze Stali. Dostajemy krótką retrospekcję walki Supermana i generała Zoda oglądaną oczami Bruce’a Wayne’a i innych mieszkańców miasta. To te wydarzenia stały się przyczyną nienawiści Batmana do Supermana. Od tego czasu chce on go za wszelką cenę powstrzymać, uważając go za pseudo bohatera, który w rzeczywistości stanowi zagrożenie dla ludzi. Podobne mniemanie ma Clark Kent o Człowieku-Nietoperzu, który tropi przestępców w sposób coraz bardziej bezwzględny. Następujące po sobie wydarzenia, których poniekąd sprawcą jest wyrastający na głównego antagonistę młody Lex Luthor, sprawiają, że dochodzi do bezpośredniej konfrontacji dwóch superbohaterów.
To, co wypadło tutaj lepiej, względem poprzednika, to bardziej dopracowany scenariusz. Po seansie Człowieka ze Stali można było odnieść wrażenie, że jest to jedna wielka sieczka bez większego sensu. W tym przypadku widać, że scenarzyści włożyli trochę wysiłku, aby ten element trochę skomplikować, choć bez przesady. Zbyt dużo zastosowano tricków mających budować bezpodstawny patos. Nie wiem czemu miała służyć chociażby ukazana po raz kolejny śmierć rodziców Bruce’a. Choć są też lepsze elementy, jak choćby sen Wayne’a o przyszłości. Twórcy odeszli również, na ile to się oczywiście dało zrobić, od totalnej rozwałki miasta bez uwzględniania ofiar w ludziach. Poszli nawet dalej i ten element uczynili jednym z wątków w dyskusji nad słusznością działalności Supermana. Warto też dodać, że wątek ten ma konkretny skutek fabularny i nie sprowadza się jedynie do czczego gadania.
Jeżeli chodzi o same postacie, to również jest dużo lepiej. Superman w zasadzie pozostaje taki sam jak w swoim solowym filmie. Cavill niestety nie jest w stanie rozwinąć swojej postaci, pogłębić jej nieco, zaprezentować czegoś więcej, dlatego pozostaje w cieniu swojego tytułowego przeciwnika – Batmana. Muszę tu podkreślić swoje pozytywne zaskoczenie. Affleck wykreował zupełnie nowy wizerunek tego bohatera, całkowicie odmienny od tych, granych przez Keatona, czy Bale’a. Batman Afflecka to bezkompromisowy wojownik, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć cel. Wyrachowany, cyniczny i skuteczny. W jednej ze scen mówi, że aby walczyć z przestępcami, sam musi być przestępcą. Mieszane uczucia mam względem Lexa Luthora. Eisenberg zrobił z niego komedianta, starając się ukazać jego szaleństwo, wyszła mu jednak postać przerysowana. Liczę na to, że jeszcze się rozwinie w późniejszych filmach. Ciężko również powiedzieć coś konkretnego o Wonder Woman, poza tym, że prezentuje się znakomicie i intryguje poprzez tajemnicę, jaką jest owiana. Pojawia się po prostu znikąd. Miejmy nadzieję, że nie zostanie to zaprzepaszczone w jej solowym filmie, gdzie zapewne zostanie ukazana jej geneza. Fatalnie wypada główny przeciwnikk bohaterów. Doomsday to postać całkowicie wygenerowana komputerowo, więc relacja między protagonistami a nim sprowadza się do samej walki. Porażka.
Może to zabrzmi dziwnie, ale zawodzą tu również elementy techniczne. Za tyle milionów dolarów po prostu należało zrobić to lepiej. Montaż jest chaotyczny, przez większość filmu twórcy prezentują nam migawki i wycinki informacji mające zobrazować w jak najszybszym tempie sytuację po pojawieniu się Supermana na Ziemi. Druga połowa filmu to bitwa herosów i tu sprawa wygląda nieco lepiej – jest szybko i na temat. Ale cóż z tego, skoro przeciwnikiem bohaterów jest wyglądający po prostu brzydko, wykreowany za pomocą CGI stwór? Te postaci naprawdę zasłużyły na lepszego przeciwnika. Jeżeli sądzicie, że walka Supermana i Zoda była słaba, to tutejszy finałowy pojedynek wypada wręcz żałośnie. Efekty komputerowe wyglądają bardzo przeciętnie, a niekiedy wręcz, jakby robił je student informatyki.
Dużo lepiej wypada zaś strona muzyczna. Hans Zimmer przyzwyczaił nas do pewnego poziomu, choć w ostatnim czasie często jego kompozycje były wtórne. Tym razem wspólnie z Junkie XL zrobili kawał mocnej i robiącej wrażenie ścieżki dźwiękowej. Są elementy podniosłe, a zarazem dynamiczne, szybkie i momentami wręcz figlarne. Idealnie dopasowane do tego, co widzimy na ekranie. Ten element tym razem nie zawiódł.
Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości nie jest filmem rewelacyjnym, ale o cały punkt lepszym niż solowe przygody Supermana. Widać wkład włożony w budowę fabularnego konceptu, choć mimo to nadal jest film ukierunkowany na rozwałkę. Widz dostaje tak naprawdę dwie i pół godziny efektownej zawieruchy, z całkowicie popsutym efekciarskim finałem. Poza tym może się podobać mroczny, melancholijny i pełen powagi klimat, oraz mnóstwo emocji. Jeżeli podobał się wam Człowiek ze Stali, to i kolejny film z tego uniwersum powinien przypaść wam do gustu. Jeżeli jednak tamten film was rozczarował, to nie spodziewajcie się po BvS niczego dobrego, szczególnie, że finałowa walka jest jedną z najgorszych w filmach o superbohaterach.
Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości
Reżyseria: Zack Snyder
Reżyseria: Chris Terrio, David S. Goyer
Obsada: Ben Affleck, Henry Cavill, Amy Adams, Jesse Eisenberg, Jeremy Irons, Holly Hunter, Laurence Fishburne, Gal Gadot, Diane Lane i inni
Muzyka: Hans Zimmer, Junkie XL
Gatunek: Fantastyka
Produkcja: USA
Data produkcji: 2016
Data polskiej premiery: 1 kwietnia 2016
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.