Predator: Pogromca zabójców – recenzja
Predator: Pogromca zabójców, czy na taki film z uniwersum Predeatora czekaliśmy? Czterdzieści lat po premierze oryginalnego Predatora, ta produkcja przenosi nas w zupełnie nowe, różnorodne scenerie, pokazując starcia z kultowymi łowcami w czasach wikingów, samurajów oraz podczas II wojny światowej w Stanach Zjednoczonych. To odważny kierunek dla serii, która, po świetnym Prey z 2022 roku i słabym Predator z 2018 roku, wciąż szuka innowacji i świeżych pomysłów.
Film otwiera rozdział The Shield, którego akcja rozgrywa się w roku 841, w mrocznych czasach wikingów. Zaskakującym, ale bardzo udanym pomysłem twórców jest nadanie Predatorowi przydomka Grendel przez wikingów. To bezpośrednie nawiązanie do anglosaskiego poematu Beowulf, gdzie Grendel to humanoidalny potwór polujący na słabych w ciemności – skojarzenie z Predatorem nasuwa się tu samo. Po wielu scenach w stylu Gry o Tron, najpotężniejsza z wikingów zostaje schwytana przez Predatorów, którzy, jak się wydaje, przeprowadzają swego rodzaju casting do swojego brutalnego show. Ten segment ustanawia schemat, który powtarza się w kolejnych częściach filmu.
Następnie przenosimy się do średniowiecznej Japonii w rozdziale The Sword, który oferuje ciekawe spostrzeżenia na temat pracy zespołowej. Po japońskich krajobrazach akcja szybko przenosi się do Florydy w czasie wojny, w rozdziale zatytułowanym The Bullet. To właśnie ta część dostarcza jednych z najbardziej efektownych sekwencji akcji, gdzie samoloty są bez trudu cięte na sześciany w powietrzu przez obcych. Dynamiczne sceny walk i pościgów to bez wątpienia mocna strona tej sekcji.
Jednak oglądając te widowiskowe sceny, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że całość wyglądałaby znacznie lepiej w wersji live-action. Animacja jest co prawda sprawna i płynna, ale brakuje jej tej iskry życia i inwencji, która sprawia, że nawet niedoskonała animacja staje się porywająca. Jest w niej coś zbyt „wygładzonego”, niemalże do przesady, co skłoniło mnie do zastanowienia, czy nie użyto tu sztucznej inteligencji. Ta wątpliwość, choć zapewne nigdy nie zostanie potwierdzona, niestety wkradła się do moich przemyśleń i wpłynęła na odbiór wizualny.
Kluczowe momenty i finał: Na planecie Predatorów
Film nabiera prawdziwego impetu, gdy akcja przenosi się na ojczystą planetę Predatorów, gdzie dochodzi do ostatecznego starcia. Wiking, samuraj i amerykański pilot muszą walczyć na śmierć i życie na arenie, ku uciesze lokalnej widowni. Ten finałowy akt to kulminacja całej antologii, oferująca dawkę adrenaliny i zapadających w pamięć momentów.
Co zaskakujące, w filmie znalazło się też miejsce na kilka naprawdę udanych żartów, a kwestia komunikacji między trzema bohaterami, którzy pochodzą z różnych epok i kultur, została ciekawie wykorzystana. Te momenty, choć rzadkie, dodają produkcji lekkości i pewnego rodzaju uroku, co jest miłym urozmaiceniem w kontekście krwawych polowań.
Mimo że, Predator: Pogromca zabójców nie powalił mnie na kolana, to jednak doceniam fakt, że seria, mająca już niemal 40 lat, wciąż dąży do zaskakiwania i eksplorowania nowych pomysłów. To pokazuje zaangażowanie twórców w rozwijanie uniwersum Predatora i poszukiwanie świeżych narracji.
Predator: Pogromca zabójców to intrygująca, choć niepozbawiona wad, próba poszerzenia uniwersum Predatora. Mimo pewnych niedociągnięć w animacji i wrażenia, że niektóre sceny lepiej sprawdziłyby się w wersji live-action, film oferuje nowe spojrzenie na kultowych łowców. Dla prawdziwych fanów serii to pozycja, którą warto zobaczyć, szczególnie ze względu na unikalne scenerie i ciekawe pomysły fabularne. To animowane podejście udowadnia, że Predator wciąż potrafi zaskoczyć.
Predator: Pogromca zabójców (Predator: Killer of Killers); Reżyseria: Dan Trachtenberg, Joshua Wassung. Scenariusz: Micho Robert Rutare. W głównych rolach występują: Lindsay LaVanchy (jako Ursa), Louis Ozawa (jako Kenji i Kiyoshi Kamakami), Rick Gonzalez (jako Torres) oraz Michael Biehn (jako Vandy).
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.