hotrecenzja serialserial

Wrażenia po ostatnim sezonie „Gry o Tron”

Gra o Tron to prawdopodobnie największe współczesne telewizyjne show i bez względu na reakcje, trudno z tym stwierdzeniem polemizować, jeśli wziąć pod uwagę gigantyczną oglądalność. Proza Martina okazała się niezwykle pasować do wizji dzisiejszej telewizji, a twórcom udało się też wypełnić niszę na fantasy dla dorosłych, na które prawdopodobnie dopiero teraz zrobi się prawdziwy boom – żeby wspomnieć tylko o nadchodzących Wiedźminie Netflixa czy Władcy Pierścieni Amazona. Pewna era dobiegła właśnie końca. Wraz z ostatnim odcinkiem kluczowe hasło serialu „Winter is coming” zamienia się w „Winter is end”. Szkoda, że w sposób wyjątkowo niesatysfakcjonujący.




Ostatni sezon superprodukcji HBO najdobitniej ze wszystkich obrazuje siłę materiału źródłowego, jakim jest proza George’a R.R. Martina, a raczej jego brak, dotkliwie rzutujący na wszystkie ostatnie odcinki. Trudno pozbyć się wrażenia, że to, co stanowiło o jakości serialu i wyróżniało go na tle dzisiejszej telewizji, zupełnie zanikło w finale. Zwiastuny takiego stanu rzeczy dało się już zauważyć w sezonie siódmym czy poszczególnych odcinkach jeszcze wcześniejszych serii, ale to właśnie teraz objawiły się najdotkliwiej.

Nie traktujcie niniejszego tekstu, jako recenzji, nie będzie tu spoilerów ani analizy poszczególnych wydarzeń. To raczej luźne przedstawienie wrażeń po finale serialu, który przez 9 lat budził olbrzymie emocje wśród widzów całego świata. Wspomniałem już o jakości serialu i prozy Martina: to właśnie twórcy GoT nauczyli widzów, by nie przywiązywać się zbytnio do bohaterów. W momencie, gdy jedna z ich ulubionych postaci ginie już u podstaw serialu, twórcy jasno dają do zrozumienia – nie ma żartów, tu każdy może zginąć, a opały w jakie pakują się bohaterowie, to nie przelewki. W finale twórcy o tym zapomnieli. Jasne, nie brakuje trupów, także tych kluczowych, które wprawiają w osłupienie, ale od pewnego momentu zagrożenie w serialu nie jest już zagrożeniem przerażającym a niebezpieczeństwo jest bardziej sugerowane niż autentyczne, czego najboleśniejszym dowodem jest trzeci odcinek, w którym dochodzi do jednej z najważniejszych bitew a kto wie czy nie najważniejszej w historii serialu. I zarazem niezwykle rozczarowującej właśnie pod względem obejścia się z tematami niebezpieczeństwa i zagrożenia.

Śmierci bohaterów to jedno, ale bodaj najważniejszą zaletą tak prozy jak i serialu, była polityka. Jak to w życiu – nie ma postaci jednoznacznie dobrych i jednoznacznie złych. Każdy z przedstawicieli poszczególnych rodów uważał, że postępuje słusznie, nawet jeśli należało w tym celu łamać zasady moralności. Bo jak postąpić w przypadku zdrady? Wybaczyć, pokazując tym samym całemu królestwu, że zdrada jest tolerowana, ale przynajmniej władca miłosierny, czy raczej z krwawiącym sercem ściąć zdrajcę, wzbudzając strach ale i poczucie sprawiedliwości? Każdy z bohaterów różnie postępował w takiej sytuacji, ale wszyscy byli świadomi dylematów i trudności takiego wyboru. Polityczne intrygi, podstępne zagrywki, spryt, pragnienie władzy, zdrady i głęboka niejednoznaczność napędzały ten serial. Nieporozumienia zdarzały się nie tylko pomiędzy rodami, ale także w obrębie jednej rodziny, czego przykładem są Lannisterowie.

Wszystko to również straciło na znaczeniu w finale, który sprowadził się już do iście telenowelowych rozgrywek, tanich intryg, którym bliżej do Wspaniałego Stulecia niż wcześniejszych sezonów słynących z misternego planowania wszystkich relacji. W tym ograniczonym jedynie do sześciu epizodów sezonie dominuje skrótowość, umowność i diabelnie szybkie tempo, które nie pozwala nadać właściwego znaczenia polityce. Tu dominują emocje, podejmowane bez namysłu wybory, które ostatecznie okazują się absurdalne i w rezultacie pogrążające bohaterów.

Wspomniane tempo sprawia również, że i charaktery postaci nie są przedstawione z równym pietyzmem, co poprzednio. Widzimy to w tych kilku niezwykle ważnych momentach, kiedy bohaterowie podejmują decyzje wydające się zupełnie niepasujące do ich psychologicznej kreacji, zmuszające widza do zadania pytania: „dlaczego on/a właściwie to zrobił/a?”. I wcale nie są to decyzje wyjęte z kapelusza, faktycznie możliwość ich podjęcia była sugerowana, niemniej dynamika przemiany i motywacji bohaterów jest nieproporcjonalna do drogi, jaką musieli wcześniej przejść, by -podjąć inne równie ważne decyzje. Tym samym można odnieść wrażenie, że niczego się nie nauczyli przez te lata, a nawet postępują wbrew sobie. Wedle kaprysu scenarzystów, którzy nie zdążyli lub nie umieli przygotować pod taki rozwój wydarzeń właściwego gruntu.

Można by jeszcze pisać o dialogach bez polotu, wielkich rozczarowujących bitwach czy felernym odcinku, którego nie było widać, ale wszystko to zostało już powiedziane. Wydaje mi się, że scenarzystom wiele z tych spraw dałoby się wybaczyć, gdyby tak mocno nie poróżnili się z oczekiwaniami widzów, jakby te 9 lat reakcji odbiorców nic im nie mówiło, jakby zupełnie zapomnieli na czym polegał fenomen ich serialu. W moim odczuciu najbardziej rozczarował fakt, że finał okazał się emocjonalnie płaski a fabularnie płytki. Zapomniałem już o ciarkach jakie pojawiały się w poprzednich sezonach i podnieceniu w oczekiwaniu na kolejne odcinki. Te ostatnie po prostu śledziłem. Ciekawy, owszem, jak to się skończy, ale daleki od ekscytacji. Gra o Tron pozostanie serialem wielkim, a w wielu miejscach wybitnym, choć niestety także miejscami boleśnie kulejącym. Tymczasem jego twórcy okazali się tylko rzemieślnikami, bez błysku geniuszu i zrozumienia istoty swojej produkcji (co słusznie rodzi obawy w związku z planowaną realizacją przez nich Gwiezdnych Wojen). Mimo wszystko dzięki HBO za te 9 lat!

Gra o Tron S08
Twórcy: David Benioff, D.B. Weiss
Obsada: Peter Dinklage, Nikolaj Coster-Waldau, Lena Headey, Emilia Clarke, Kit Harington i inni
Gatunek: Serial, Fantasy
Data premiery: 2019

 

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.