Klasztor. Żałoba. Eduardo Halfon – recenzja
Na hasło ‘literatura gwatemalska’ sporej części mieszkańców Polski nie włącza się żadne skojarzenie. Ci co bardziej oczytani, sięgający też po książki wydane jeszcze w poprzednim ustroju politycznym, mogą znać noblistę Miguela Ángela Asturiasa. Znam go i ja, bo zmarły w 1974 roku pisarz miał niezwykły dar do tworzenia trudnych, poetyckich opowiadań. I to by było na tyle, bo choć oczywiście w niewielkim kraju Ameryki Środkowej książki pisano (robił to chociażby José Manuel Arzú Herrarte czy José María Bonilla Ruano), to ich dzieła do Polski ostatecznie nie trafiały. Aż do 2023 roku, gdy Wydawnictwo Czarne postanowiło dodać do serii Powieść dwie nowele Eduardo Halfona zatytułowane Klasztor. Żałoba.
Oba zamieszczone w tomie teksty mają swoje podłoże w biografii autora. W pierwszym z nich śledzimy mężczyznę i jego brata udających się do Jerozolimy na ślub siostry. Podczas gdy wielu turystów zmierza do Izraela jako ziemi obiecanej, narrator, który określa siebie jako „czasami Żyd”, odkrywa to miejsce z rosnącym dyskomfortem. Przyzwyczajony do dużej swobody religijnej, z niepewnością odkrywa inny wymiar posłuszeństwa i poświęcenia. Bliskość ortodoksyjnej rodziny nakazuje mu iść w ślady Hamleta, który zapytywał „Być albo nie być?”. W przeciwieństwie jednak do księcia Danii, który traktował ów dylemat w kategoriach pozostania przy życiu, Halfon pyta o akceptację i sens przywiązania się do siły, która może przynieść zbawienie, ale jednocześnie pogrążyć w rozpaczy. Dopiero przypadkowe spotkanie z młodą kobieta, poznaną kilka lat wcześniej w Antigua Guatemala, pozwoli spojrzeć na jego życie z innej perspektywy. „Klasztor” jest poruszającą i intensywną podróżą w głąb tożsamości narodowej, religijnej nietolerancji oraz ograniczeń i fikcji, którymi człowiek się posługuje, by zrozumieć siebie.
Drugi utwór zbioru jeszcze intensywniej akcentuje problem pochodzenia. Już w „Klasztorze” dowiadujemy się, że statek, którym podróżowali przodkowie autora, po kilku miesiącach na pełnym morzu zacumował w pierwszym napotkanym porcie w Ameryce Środkowej. Miała być to Panama, gdzie żyli dalecy kuzyni jego pradziadka. Później okazało się, że to Gwatemala, w której rozgościli się i zostali. W żyłach Halfona płynie krew arabska (po jednym dziadku) i żydowska (po drugim). Urodził się w Gwatemali, ale wyemigrował do USA. Odwiedzał Izrael i Liban, ale nie omieszkał zawitać do Łodzi, gdzie w 1939 roku zabrano z domu i wysłano do obozu koncentracyjnego jego dziadka z rodziną. Kim zatem jest?
W „Żałobie” podstawowy problem tożsamości rozpatrywany jest poprzez wykorzystanie postaci stryjka. Miał na imię Salomón i umarł w wieku 5 lat. Halfon pamięta, że gdy był dzieckiem mówiono mu, że stryjek utopił się w jeziorze Amatitlán. Czy jednak tak było w istocie? Temat brata jego ojca jest swoistym rodzinnym tabu. Żeby rozwikłać zagadkę Eduardo Halfon będzie musiał przeprowadzić szereg rozmów, usłyszeć kilka niemiłych słów, odwiedzić starą, poczciwą babcinę, która uraczy go opowieścią o kilku topielcach i herbatą z nienazwanych ziół. Autor ponownie opowie o brzemieniu wojennym, o wygnaniu, o kłamstwach i przemilczeniach, o korzeniach i kulturowych kontrastach. W „Żałobie” odnajdziemy wiele pytań o śmierć, samotność, utratę czy winę. Ale także o odpowiedzialność za to co było i co jest. A wszystko to na raptem stu stronach pisanych żywym i subtelnym językiem, któremu towarzyszy ton niemal dziecięcej pomysłowości, nieustannego zdziwienia własnymi wspomnieniami i nowymi odkryciami.
„New York Review of Books” porównuje Halfona to Kafki, ale wydaje się być to skojarzenie całkowicie chybione. Pisarz z Gwatemali nie buduje świata pełnego niepewności i grozy. On szuka, zgłębia przeszłość, próbuje dowiedzieć się kim tak naprawdę jest. Dzięki ciekawej konstrukcji i zwracaniu uwagi na szczegóły, jego relacja niezauważenie staje się zapisem nie pojedynczego losu, ale całej grupy bytów. Tak oto Klasztor. Żałoba zyskuje uniwersalny przekaz i podkreśla znaczenie codziennej obserwacji własnego otoczenia. Bo to właśnie z tych małych zdarzeń, tych niewielkich dygresji, Halfon tka opowieści, których chce się słuchać i o których chce się myśleć nawet wtedy, gdy kwestie przynależności kulturowej zajmują w naszym życiu dalekie miejsce.
Za materiał do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Czarne
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ: