Bielmo – recenzja
Bielmo to najnowsza produkcja Netfliksa z Christianem Bale’em w roli głównej. Jest to również adaptacja świetnego kryminału Louisa Bayarda Bielmo z 2003 roku, za sterami której stanął Scott Cooper, twórca między innymi Szalonego Serca. Ten klimatyczny i osadzony w realiach dziewiętnastowiecznej Ameryki film pozwala na wędrówkę w czasie i spotkanie samego Edgara Alana Poe’go.
Akcja rozgrywa się w 1830 roku. W akademii wojskowej West Point znaleziony zostaje wisielec, któremu ktoś po śmierci wyciął serce. Sprawa ta kładzie się cieniem na reputacji akademii, nad którą i tak wisi widmo zamknięcia. Dowódca szkoły zwraca się więc z prośbą do najlepszego w kraju detektywa aby rozwiązał tę makabryczną sprawę. Augustus Landor jako były członek West Point zgadza się zająć śledztwem, które szybko przybiera nieprzewidywalny obrót.
Środowisko kadetów jest dosyć specyficzne i niedostępne. Detektyw szybko jednak znajduje sprzymierzeńca w postaci Edgara Alana Poe’go. Ten znany amerykański pisarz za nim stał się sławny miał też wojskowy epizod. Autor literackiego pierwowzoru wykorzystał właśnie ten wątek jego życia, aby wplątać go w makabryczne śledztwo i wykazać jego dedukcyjne umiejętności. Bohaterowie łączą siły, a ich trudne i mozolne śledztwo finalnie prowadzi do rozwiązania tajemniczej zagadki. Jest to jednak finał, którego się nie spodziewamy.
Akcja filmu toczy się bardzo powoli. Dostajemy kilka zwrotów akcji, a najciekawszy jest ten finalny. Mimo to w czasie seansu trzeba mieć trochę cierpliwości. Dynamiki w tym filmie nie ma wcale, co oczywiście nie jest jednoznacznym zarzutem. Dla nie których może się on jednak okazać zwyczajnie nudnym.
Wrażenie robi klimat XIX Ameryki
Z drugiej strony musimy wziąć pod uwagę, że akcja rozgrywa się na początku dziewiętnastego wieku. Fabuła jest dostosowana do tamtych czasów więc nie możemy wymagać też nie wiadomo jakiej intrygi i działań detektywów. Moim zdaniem, całkiem solidnie zostało to poprowadzone i mimo powolnej narracji, film zdaje egzamin i ogląda się go z przyjemnością.
Na plus zaliczyć trzeba też postacie i aktorskie kreacje. Bale jako Landor jest dobry, choć nie tworzy jakiejś niezapomnianej kreacji. Przyćmiewa go jednak Harry Melling wcielający się w postać Poe’go. Ten niepozorny aktor idealnie oddaje postać skrytego zewnętrznie, a bogatego w mroczną wyobraźnię, poetę. To on wysuwa się na plan pierwszy jako postać wielowymiarowa, spychają lekko z piedestału trochę zaszufladkowanego Landora.
Mocną stroną jest także klimat tej produkcji. Dziewiętnastowieczna Ameryka i środowisko wojskowe elitarnej szkoły już w pewien sposób sugeruje pewne sprawy. Z jednej strony męska przyjaźń, oddanie i poświęcenie, a z drugiej walka o prymat, rywalizacja i niezdrowe współzawodnictwo. Wszystko to w oparach mroku, zimy i okultystycznych wierzeń.
Bielmo to kawał dobrego, ale nie rewelacyjnego filmu. Przyzwoite aktorstwo, ciekawe zdjęcia, dobre kostiumy i mroczny klimat. Świetne połączanie kryminału i thrillera, który mimo braku dynamiki utrzyma nasze zainteresowanie. Pytanie jak długo po seansie pozostanie z nami?
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.