Andrzej Michał Derwisz. Przybysze – recenzja
Zawsze chętnie poznaję nowe wizje przyszłości, powstałe w umysłach autorów powieści z gatunku science-fiction. Niektóre z takich lektur zaskakują mnie oryginalnością, inne pozostawiają wrażenie „przekombinowania”. Jakie odczucia miałam po przeczytaniu Przybyszów, czyli najnowszej książki Andrzeja Michała Derwisza?
Akcja powieści rozpoczyna się od leniwego poranka, który profesor Stefan Senkowski spędza na swojej, położonej w leśnej głuszy, daczy. Mężczyzna postanawia wybrać się na spacer w góry. Podczas wędrówki muzykolog natrafia na ślady zniszczeń, których dokonał dziwaczny obiekt nieznanego pochodzenia. Badając go, Senkowski nie wie jeszcze, że dzień ten będzie początkiem zupełnie nowego rozdziału w życiu jego, ale i tysięcy innych osób, które zetkną się z innymi „Przybyszami”.
Tajemniczy obiekt o wyjątkowych właściwościach pojawia się znikąd? To muszą być kosmici! Jakie mają plany? Czy chcą pokoju? A może wręcz przeciwnie? To tylko kilka z myśli, nurtujących bohaterów książki Przybysze. Jej akcja, pomimo zaskakującego odkrycia, toczy się początkowo dość spokojnie. Przyspiesza, gdy dochodzi do porwania osoby badającej obiekt. Rozwiązanie zagadki, gdzie podziali się zaginieni ludzie, okaże się dużo bardziej zagmatwane, niż może się początkowo wydawać.
Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? Naukowcy od lat starają się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Motyw kontaktu z obcą cywilizacją jest niezwykle popularny w literaturze i to właśnie on jest tłem najnowszej powieści Andrzeja Michała Derwisza. Autor wykorzystuje w niej również element klasycznego porwania przez „alienów”. Od tego jednak momentu pojawia się już oryginalne, momentami mocno zaskakujące podejście do tematu.
Lektura książki Przybysze pozostawiła mnie w stanie pewnego rozdarcia. Historia opowiedziana przez pisarza momentami mocno mnie angażowała, ale były też fragmenty powieści, które zwyczajnie mi się dłużyły. Biorąc pod uwagę całość, mam poczucie bardzo nierównego tempa toczącej się fabuły. Akcja to przyspiesza, to zaś zwalniała. Czasami dłużyła się po jakimś, wydawałoby się przełomowym odkryciu, co potęgowało moją konsternację. Bez dwóch zdań, nie mogłam doczekać się zakończenia. Autor skutecznie wzbudził moja ciekawość, a rozwiązanie tajemnicy kosmicznych artefaktów mogę uznać, za jak najbardziej satysfakcjonujące.
Powieść jest napisana lekkim, przystępnym językiem. Postacie w niej występujące są różnorodne, choć nieco zabrakło mi ich głębszej analizy. Nie wiemy właściwie nic o przeszłości bohaterów. Możemy ich lepiej poznać wyłącznie na podstawie ich działań i postaw, jakie przyjmują. Może właśnie dlatego główny bohater, ani jego przyjaciel, który dołącza do niego już na początku, nie wzbudzili we mnie absolutnie żadnych emocji. Właściwie mogę to powiedzieć o całej książce Andrzeja Michała Derwisza. Przeczytałam ją z zainteresowaniem, jednak nie sądzę, żeby historia w niej opowiedziana na długo pozostała w mojej pamięci.
Przybysze to książka niezła. Mogę ją polecić zwłaszcza fanom literatury z gatunku science-fiction. Jeśli szukacie lekkiej lektury na jesienie wieczory, która pozwoli Wam się oderwać nieco od rzeczywistości, choć nie całkowicie „odlecieć”, to jest to pozycja, która spełni Wasze oczekiwania.
Jako wielka fanka Harrego Pottera wciąż czeka na list z Hogwartu. W międzyczasie zaczytuje się w fantastyce, ale innymi gatunkami też nie gardzi. Nałogowo ogląda seriale DC. Uwielbia komiksy paragrafowe, a w planszówki może grać godzinami. Nigdy nie opuszcza nowej produkcji Marvela ani Disneya.