Lupin – recenzja nowego serialu Netflixa
Arsene Lupin to postać dżentelmena włamywacza stworzona na początku ubiegłego wieku przez francuskiego pisarza Maurice’a Leblanca. Stał się on bohaterem ponad dwudziestu powieści oraz kilku ekranizacji. Obecnie na platformie Netflix możemy oglądać francuską produkcję, zatytułowaną Lupin, będącą luźną wariacją nawiązującą do twórczości Leblanca.
Bohaterem jest Assane Diop, syn imigranta z Senegalu. Gdy chłopak miał czternaście lat jego ojciec oskarżony o kradzież bezcennego naszyjnika popełnił samobójstwo w więzieniu. Oskarżenie padło z ust jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi we Francji, Huberta Pellegriniego, dla którego Diop pracował. Od tamtego czasu mija dwadzieścia pięć lat, a Assane cały czas przekonany jest o winie ojca. Wszystko się zmienia, gdy skradziony naszyjnik pojawia się na aukcji wystawionej przez fundację Pellegriniego. Assane postanawia go ukraść i zemścić się na człowieku, który przyczynił się do tragedii rodziny Diop.
Fabuła serialu jest ciekawie skonstruowana. Trzeba przyznać, że trzyma w napięciu i ostro gna do przodu. O nudzie nie ma tu mowy. Pierwszy sezon składa się z pięciu odcinków, które zachowują ciągłość fabularną. Wszystko zaś sprowadza się do udowodnienia przez Assane’a niewinności swojego ojca. Robi to wykorzystując historię i metody wymyślone przez Leblanca, dzięki którym Arsene Lupin wychodził cało z każdej opresji. Oczywiście fascynację dziewiętnastowiecznym włamywaczem zaszczepił Assanowi ojciec. Jest to niejako jego spuścizna dla syna, który nie mając nic, zostawił mu tak wiele.
To jest kolejny wydźwięk tej produkcji. Ukazuje ona bowiem rozwarstwienie francuskiego społeczeństwa. Z jednej strony mamy wielokulturowo urozmaiconą Francję, z drugiej – wyraźny podział na biednych i bogatych. Oczywiście te podziały kreślone są bardzo jednoznacznie – biedni imigranci poszukujący stabilizacji wykorzystywani są przez złych i zepsutych bogaczy, którzy pragną władzy po trupach.
Jak już wspominałem fabularnie serial trzyma w napięciu niemal przez cały czas. Mocną jego stroną jest główny bohater i wcielający się w niego, znany z Nietykalnych, Omar Sy. Idealnie spisuje się jako reinkarnacja Lupina, odnajdując się we współczesnych czasach. Postać ta bawi, śmieszy, ale i potrafi wzbudzić współczucie. Mimo że pewne jego działania są dwuznaczne moralnie to jednak potrafimy mu kibicować. Mimo to w pewnym momencie zaczynamy się zastanawiać, czy twórcy delikatnie nie przeszarżowali. Można powiedzieć, że wszystkiego co Assane dotknie zamienia się w złoto. Wszystko idzie mu niemal z górki, a każdy jego plany kończy się idealnym sukcesem. No może poza finałowym twistem, którego się nie spodziewał. Powoduje to delikatne odrealnienie tej historii.
Lupin to jeden z ciekawszych seriali Netflixa ostatnich miesięcy, a zarazem idealna rozrywka na weekendowy, rodzinny seans. Produkcja, która trzyma w napięciu do ostatnich minut i zmusza nas do oczekiwania na kolejny sezon, który nie tylko zapowiadają końcowe napisy, ale i finałowy twist, który zmusi głównego bohatera do dalszej walki z niemal wszechwładnym Pellegrino.
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.