Średniowieczna walka o władzę i zombie! Recenzja serialu „Kingdom”
O tym, że zagraniczne produkcje Netflixa też mogą być ciekawe, przekonaliśmy się już oglądając chociażby niemiecki Dark czy hiszpański Dom z papieru. W piątek na platformie zadebiutował z kolei serial rodem z Korei Południowej i trzeba przyznać, że tamtejszy Kingdom to bardzo ciekawa mieszanka produkcji kostiumowej, baśni i horroru.
Osobiście cieszy mnie, że w natłoku tendencyjnych netflixowskich produkcji, w których pewne wątki lub postaci wciskane są na siłę, koreański Kingdom jest serialem, w którym liczy się przede wszystkim opowieść. Mamy tu do czynienia z zaledwie sześcioma epizodami, ale świetnie wyważono w nich horror, thriller i fantasy.
To typowa, utrzymana w nieco baśniowym klimacie, opowieść o dążeniu do władzy. Oto władca tytułowego XV-wiecznego królestwa zapada na chorobę. W przypadku jego śmierci, władzę przejmie jego syn z nieprawego łoża. Ale chrapkę na tron ma będąca w ciąży obecna żona króla. Jeśli król umrze już po rozwiązaniu, prawowitym następcą zostanie jej syn. Jak łatwo się domyślić, macocha nienawidzi księcia i nie dopuszcza go do króla. Mężczyzna zaczyna więc podejrzewać spisek.
Pierwszy odcinek to przede wszystkim dworskie rozgrywki między nimi. Nakreślenie konfliktu i wprowadzenie postaci. Te są wyjątkowo różnorodne. Oczywiście głównym bohaterem jest młody książę i to jemu w tym starciu sprzyjamy, ale nie jest to jednoznacznie pozytywna postać – wie, że nie pochodzi z prawego łoża i w obliczu walki o władzę gotów był zdradzić. Trafił jednak na godną przeciwniczkę w postaci podstępnej macochy.
Z czasem wychodzi na jaw przerażający sekret. Medycy, wykorzystując tajemnicze zioło, w sztuczny sposób utrzymują przy życiu króla, zamieniając go w zombie. Eksperyment jednak wyrwał się spod kontroli i wkrótce całe królestwo ogarnie prawdziwa apokalipsa.
Wspomniałem że to tylko sześć odcinków, więc – przy dobrych wiatrach – to serial na jeden dzień. A ogląda się szybko i w napięciu. Trzeba przyznać, że dużo jest tu akcji. W każdym epizodzie mamy do czynienia z widowiskowymi starciami z zombie – zamiast CGI tłumy ucharakteryzowanych statystów. Gdy hordy truposzy gonią po szczerym polu uciekających w popłochu bohaterów może przypomnieć się kultowe 28 dni później Danny’ego Boyle’a.
Zombie w Kingdom mają kilka słabości – są aktywne jedynie nocą i zdaje się mają też problem z wodą. Ale po zmroku są krwiożercze i nie pozostawiają na swej drodze żywych. Całość jest brutalna i krwawa, ale nie w wymuszony sposób – dokładnie tak, jak powinna wyglądać produkcja o zombie, ale bez specjalnego epatowania przemocą.
Wprawdzie fabularnie Kingdom nie stanowi jakiegoś odkrywczego widowiska, bo ta kameralna walka o władzę nie jest bardziej zniuansowana od pierwszej lepszej tureckiej telenoweli, ale tym, co koreańską produkcję wyróżnia, to właśnie ciekawi bohaterowie i ich mnogość, bo oprócz księcia i macochy, mamy tu też dbających o własne interesy sędziów, spór pomiędzy lokalną szlachtą a chłopstwem, uczonych i antagonistycznie nastawionych do nich podwładnych królowej. Pomiędzy nimi wszystkimi wrze. A kiedy do tego wszystkiego dodamy zombie, zaczyna się już prawdziwe piekło.
Nie jest to więc w żadnej mierze innowacyjne czy oryginalne widowisko, ale jestem pewien że zadowoli wszystkich miłośników podobnych produkcji, a i pogodzi zarówno wielbicieli horroru jak i opowieści kostiumowych. Całość z wyczuciem łączy w sobie historyczne budowanie świata, fantastykę i elementy tamtejszego folkloru oraz mitologii. Zrealizowane jest to pierwszorzędnie, wygląda widowiskowo i jest angażujące, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z czystym sumieniem Kingdom polecić.
ZOBACZ TERAZ RECENZJĘ NIGHTFLYERS
Kingdom
Twórca: Seong-hun Kim
Scenariusz: Eun-hee Kim
Obsada: Ji-hoon Joo, Doona Bae, Seung-ryong Ryu, Suk-ho Jun
Kraj: Korea Południowa
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 25 stycznia 2019
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.