Recenzja filmu „Czarownica”
Disney Pictures udowadnia, że w produkcjach familijnych nie ma sobie równych. Tym razem serwuje nam odświeżoną wersję jednej z baśni braci Grimm o Śpiącej Królewnie, którą już raz w 1959 roku przeniósł na ekran w formie pełnometrażowej animacji. Tym razem jednak fabuła sporo odbiega od baśniowego oryginału, a twórcy reklamują ją jako historię prawdziwą. Faktem jest, że dotychczas znana opowieść, ma mało wspólnego z najnowszym filmem Disneya. Z drugiej strony nowe spojrzenie na jakże już utartą historię, pozwala na powiększenie grona fanów, a co za tym idzie zwiększenie zysków.
Nie wiem czy świadomie, jednak Disney nie jednego widza wprowadził w błąd. Zwiastuny, które od dłuższego czasu krążyły w sieci, zapowiadały raczej naprawdę mroczną baśń. Tymczasem okazuje się, że Maleficent jest produkcją przeznaczoną przede wszystkim dla dzieci. Nawet jeśli klimat jest momentami bardziej posępny, to jednak twórcy nie przekraczają granicy i nie oferują nic, co mogłoby przestraszyć najmłodszych. Zaś paradoksalnie swoją fabułą film przywiąże do ekranu także dorosłego widza.
Wraz ze zmianą interpretacji jednej z najciekawszych baśni zmienia się także podejście do odwiecznych wartości takich jak dobro i zło. Twórcy udowadniają, że wszystko ma swoje przyczyny, nawet jeśli nie są one ogólnie znane. Nikt z założenia nie jest dobry, ani zły. Jednak w każdym człowieku siedzą wewnętrzne demony, które warunkują nasze poczynania. W tym przypadku przyczyną wszelkiego zła jest zwykła chciwość i pożądanie oraz chęć zemsty. Twórcy w bardzo prosty sposób ukazują te uniwersalną prawdę, jasno dając do zrozumienia, że kto mieczem wojuje od miecza ginie. Jedynym sposobem na pokonanie zła jest miłość i przebaczenie. Co ciekawe, tym razem księżniczka nie budzi się od pocałunku księcia, a osoby która obdarzyła ją szczerą i prawdziwą miłością.
Twórcy filmowi kolejny raz urealniają dawne baśnie, chcąc za wszelką cenę zaintrygować kolejne pokolenia widzów. Z doświadczenia wiadomo, że te same rzeczy pokazywane w koło, w końcu się nudzą. Wiec jaki jest najlepszy sposób na zaintrygowanie widzów kolejnym odgrzewanym kotletem? Nie ma na to prostej receptury. Z doświadczenia wiadomo, że twórcom nie zawsze się to udaje. Przykładem mogą być nieudane remake’i Królewny Śnieżki czy Alicji w Krainie Czarów. Jednak w tym konkretnym przypadku efekt końcowy nie jest najgorszy, choć przeznaczony jest głównie dla najmłodszych widzów.
Stromberg podstawą swojego filmu czyni konflikt pomiędzy Diaboliną, a królem Stefanem. I to właśnie tytułowa czarownica jest główną postacią tej baśni, a nie Aurora, czyli Śpiąca Królewna jak to było w oryginale. Widzowie mogą zobaczyć lata młodości Diaboliny. Ukazana zostaje jako szczęśliwa i troszcząca się o wszystkich wróżka. Niestety z troską w parze idzie ufność. Niestety delikatna wróżka zostaje zdradzona, przez ukochaną osobę, co powoduje, że staje się zła i pałająca chęcią zemsty. Wszystko to prowadzi do otwartego konfliktu, w centrum którego znajduje się właśnie Aurora, stając się niewinną ofiarą chciwości i gniewu.
Najbardziej intrygującym elementem Czarownicy jest oprawa wizualna. Twórcy włożyli wiele pracy w dopieszczenie tej produkcji w każdym calu. Widzowie mogą w trakcie seansu rozkoszować swoje zmysły. Czarownica ma w sobie elementy czarujące i magiczne, ale nie przesłodzone. Momentami możemy ją porównać do Oza: Wielkiego i Potężnego, szczególnie w kadrach pokazujących czarodziejską krainę. Widok ten skontrastowany jest mrocznym widokiem panującym w świecie po zdradzie Diaboliny. Twórcy serwują nam wtedy świat prosto z produkcji Burtona, jednak nie popadają w żadne skrajności zachowując zdrowy stosunek światła do mroku. Te dwa światy idealnie symbolizują bohaterów i to co jest w ich sercach.
Jednak nie tylko zdjęcia otaczającego świata potrafią oddać pewne cechy bohaterów. Sami aktorzy też spisali się rewelacyjnie. Angelina Jolie jako Diabolina jest stworzyła bardzo wyrazistą kreację. Nie popada w przesadę i potrafi idealnie zachować proporcje między swoim dobrym a złym obliczem. Postać kreowana przez Jolie nie jest sztuczna. Aktorka nadaje jej autentyczne rysy kobiety zdradzonej, która swój ból potrafi ukrywać pod płaszczem zła. Ciekawego bohatera stworzył także Sharlto Copley, znany z roli Wikusa Van De Merwe w Dystrykt 9. Wciela się w postać króla Stefana. Dalece odbiega jednak od wizji braci Grimm. Król nie jest wspaniałym kochającym ojcem, ale ogarniętym żądzą władzy szaleńcem, który posunie się do wszystkiego aby osiągnąć swój cel. Copley wyjątkowo leżą takie role. W Czarownicy tworzy kreację, która na dłużej pozostaje w naszej pamięci, dzięki rewelacyjnej interpretacji i obłędzie bijącym z jego twarzy. Najmniej widoczna w tym wszystkim jest Aurora. Wcielająca się w nią Elle Fanning słodka, delikatna, jednak mało wyrazista i bez siły przebicia.
Najnowsza interpretacja Disneya na temat baśni o Śpiącej Królewnie mimo całej swojej mrocznej otoczki, jest produkcją typową familijną, a jej charakter i wyrazisty morał oczarują całą rodzinę. W pamięci najbardziej zapadają wyraziste dwie główne postaci i rewelacyjny mroczny klimat, który pozwoli się zatracić w czarodziejskim świecie Diaboliny, oraz odkryć prawdziwą miłość, która potrafi pokonać każde zło.
Czarownica (Maleficent)
Reżyseria: Robert Stromberg
Scenariusz: Linda Woolverton
Obsada: Angelina Jolie, Elle Fanning, Sharlto Copley, Sam Riley i inni
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Dean Semler
Gatunek: Fantasy, Familijny
Kraj: USA
Rok produkcji: 2014
Data polskiej premiery: 30 maja 2014
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.