Recenzja „Tylko kochankowie przeżyją”
Tylko kochankowie przeżyją, najnowszy film Jima Jarmuscha, stanowi melancholijną opowieść o miłości rozgrywającej się na tle dekadenckiej wizji upadku kultury. Wszystko to sprowadzone jest do prostej historii wampirów próbujących odnaleźć się we współczesnym świecie zdominowanym przez technologię. Choć film operuje depresyjnym klimatem i w gruncie rzeczy mało w nim pozytywów, to i tak stanowi jeden z najlepszych obrazów w dorobku tego niezależnego reżysera. Jarmusch bowiem w niezwykle subtelny i wystylizowany sposób snuje swoją opowieść o uczuciach, zawierając w niej liczne aluzje do kultury i popkultury, dzięki czemu ostatecznie z tej niezłożonej fabuły można wyczytać bardzo wiele.
Znajdziecie tu przede wszystkim dwie znakomite, niewymuszone role Tildy Swinton i Toma Hiddlestona. Wcielają się oni w parę wampirów włóczących się po świecie od setek lat, w czasie których mieli okazję spotkać wiele wybitnych postaci, obcować z różnego rodzaju sztuką i wypić mnóstwo ludzkiej krwi, potrzebnej im do przeżycia. Nie są to jednak brutalni mordercy, których ścieżka usiana jest zimnymi zwłokami. We współczesnej rzeczywistości hamują swój popęd do zabijania, starając się szukać alternatywnych sposobów na zdobywanie krwi (m.in. kupowanie jej ze szpitali). Bohaterowie częściowo zbudowani są na zasadzie opozycji (czarny i biały kolor), zresztą wiele już mówią o nich imiona – Adam i Ewa. Ona jest racjonalistką, która ciągle potrafi jeszcze odnaleźć przyjemność w życiu, choć jest to coraz trudniejsze. Stara się podtrzymywać resztką sił wszystkie emocje, które w niej zostały. Tilda Swinton spisuje się rewelacyjnie, ma w sobie chłód i ciepło jednocześnie, jest do bólu minimalistyczna, lecz niepozbawiona charyzmy. Tymczasem Adam to romantyk swojego czasu zafascynowany Byronem, Shelley, czy Poem, dziś popadający w coraz głębszą depresję, bliski popełnienia samobójstwa. Jest coraz bardziej zawiedziony światem. Hiddleston niezwykle daleki jest tutaj od swoich innych popisowych kreacji. Tworzy on wraz ze Swinton idealnie dopełniający się duet. Na drugim planie zaś interesujące tło stanowią dla nich Hurt, Wasikowska i Yelchin. Szczególnie przejaskrawiona i niesforna postać grana przez Mię stanowi kontrast i pewną odskocznię od stonowanej oraz dusznej atmosfery.
Mimo wspomnianych różnic Adam i Ewa rozumieją się doskonale. Są prawdziwymi koneserami sztuki, którą przez lata czynnie współtworzyli (z czasem okazuje się, że Adam przykładał rękę do powstawania najwybitniejszych muzycznych dzieł). Dziś z rezygnacją obserwują jej stopniowy rozkład, wypiera ją bowiem wszechobecne popkulturowe bagno, jakiego pełne są telewizory, książki i Youtube (o nim Jarmusch wspomina tu bardzo często). I chociaż akurat o filmie nie mówi się tu w ogóle, to może właśnie o upadku kina nowy obraz Jarmuscha opowiada w szczególności. Nie bez powodu przecież bohaterami są wampiry – symbole przetrawionej przez popkulturę postaci-ikony. W Tylko kochankowie przeżyją znacznie bliżej im do klasycznego wizerunku opartego na melancholii, stagnacji, znudzeniu nieśmiertelnością i wygasaniu, jak to było chociażby w przypadku Nosferatu Herzoga. To nie ma nic wspólnego z błyszczącym przystojniakiem. Reżyser więc z niepokojem patrzy na to, co dzieje się ze współczesną kulturą, zaś swoich bohaterów otacza starociami i nieustannie rozpatruje z nimi przeszłość, ze smutkiem wzdychając do czasów, kiedy to wszystko coś znaczyło. Prawdziwych artystów (wampirów) jest coraz mniej, są coraz gorzej przystosowani do współczesności, a ich twórczości coraz trudniej przebić się przez mainstreamową papkę, co nabiera tym mocniejszego znaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Jarmusch to artysta niezależny. Ostatecznie jednak, mimo całej tej dekadenckiej atmosfery, nie warto się poddawać, nawet jeśli pojedyncze coraz rzadziej zdarzające się arcydzieła stanowić będą tylko łabędzi śpiew, sztuczne przedłużanie egzystencji sztuki.
Tylko kochankowie przeżyją posiadają znakomitą warstwę audiowizualną. Jarmusch jak zwykle celebruje każdą minutę na ekranie, a wysublimowana forma jest tu równie ważna co treść. Obrazy nieustannie skąpane w ciemności operują głównie kolorami szarości, a poniewierający się wszędzie kurz eksponujący starość, jest niemal namacalny. Le Saux wie jak wydobyć z każdego ujęcia maksimum emocji. Pojawiająca się na tym tle przesycona czerwienią krew znakomicie komponuje się z całością. Dopełnieniem jest idealna ścieżka dźwiękowa Jozefa van Wissema – niepokojąca, poszarpana, klimatyczna. Świetnie się to ogląda.
Jeżeli spodziewacie się typowego wampirycznego romansu w nowoczesnym ujęciu lub też horroru, w którym krew leje się hektolitrami, Tylko kochankowie przeżyją nie jest filmem dla Was. To przede wszystkim dramat egzystencjalny, poprzez który reżyser stara się badać kondycję współczesnego człowieka i sztuki. To spokojne, subtelne, typowo jarmuschowe kino. Potrzeba sporo cierpliwości, aby w pełni się nim zachwycić, warto jednak poświęcić mu te dwie godziny.
Tylko kochankowie przeżyją (Only lovers left alive)
Reżyseria: Jim Jarmusch
Scenariusz: Jim Jarmusch
Obsada: Tilda Swinton, Tom Hiddleston, Mia Wasikowska, John Hurt, Anton Yelchin, Jeffrey Wright i inni
Muzyka: Jozef van Wissem
Zdjęcia: Yorick Le Saux
Gatunek: Romans, Dramat
Kraj: USA, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Cypr
Rok produkcji: 2013
Data polskiej premiery: 7 marca 2014
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.