„Dom Wariatów” Marka Koterskiego
Poznajcie wariata. Oto Adaś, później znany jako Adaś Miauczyński, a nawet Michał Miauczyński. Bywa reżyserem, kulturoznawcą, polonistą; zawsze jest kimś innym, ale w gruncie rzeczy to jedna i ta sama osoba: niespełniony intelektualista, w którym jak w lustrze odbijają się wady i przywary przeciętnego Polaka. Postać stworzona przez reżysera Marka Koterskiego po raz pierwszy pojawiła się na ekranie w 1984 roku w filmie Dom wariatów, a od tamtej pory zdążyła powrócić jeszcze w siedmiu produkcjach oraz kilku spektaklach teatralnych. To właśnie poprzez Adasia (który stanowi jego swoiste alter ego) Koterski rozlicza się z całym swoim życiem: dzieciństwem, nałogami, czy niespełnioną miłością. Niemal bezwstydnie przez długie lata rozwija tę postać, wzbogacając ją o kolejne cechy wyjęte z samego siebie, kolejne zdarzenia, problemy oraz troski. Jak sam mówił reżyser – kreowanie Adasia, to takie dłubanie w sobie. I zapewne niejeden widz mógłby powiedzieć to samo o oglądaniu tej postaci.
Bo w tej toksycznej, sztucznie groteskowej i karykaturalnej rodzinie Adasia, w tym domu wariatów, widz odnajdzie szaleństwo okryte płaszczem normalności. Albo normalność okrytą płaszczem szaleństwa. Nie sposób, raz czy drugi widząc absurdalne zachowania bohaterów, nie odnieść ich do zachowań nas samych, z których wariactwa możemy sobie zdać sprawę dopiero dzięki wyolbrzymieniu go przez Koterskiego. Rodzi się więc w trakcie oglądania Domu wariatów jakaś próba określenia „normalności” samego siebie.
W przeciwieństwie do ostatnich filmów reżysera, gdzie ironia, humor i jawna kpina służą tak naprawdę powadze, chociażby ukazaniu dramatu człowieka uwikłanego w nałogi, tak tutaj przeciwnie – ponury, duszny klimat, twarze pozbawione uśmiechu, dialogi i zdarzenia obdarte z humoru, statyczność, służą satyrze oraz ironii.
Już pierwszy rzut oka na tę ponurą, okrytą nocą i mgłą Warszawę, sugeruje widzowi, że nie będzie to przyjemne kino. Krocząca w mroku sylwetka Adasia wracającego do rodzinnego domu uchwycona przez Zbigniewa Wichłacza, zlewa się z tą ciemnością, rozmazuje się. Apatyczna twarz bohatera daleka jest od wyrazu radości na spotkanie z rodzicami. Tymczasem uśmiechnięta matka w oknie, to ciągle jeszcze poza, która zniknie po przekroczeniu przez Adasia progu mieszkania. Niemal cała fabuła zamknięta w czterech ścianach, rozgrywająca się przez długi czas zaledwie między trzema osobami, przybiera tutaj mocno teatralną formę. Dom wariatów pełen jest słów, ale nie ma w nim rozmowy. Bohaterowie niczym automaty wypluwają z siebie słowa, często pozbawione jakiegokolwiek sensu. Adaś siedzi przy stoliku, z powracającym natręctwem zajmując się kolejnymi szklankami herbaty, podczas gdy matka i ojciec toczą między sobą niekończącą się kłótnię, wylewając swoje żale, pretensje. Są jak manekiny, krzątające się po pomieszczeniach, wykonujące te swoje bezcelowe rytuały. Koterski rejestruje to życie, z mozołem wydłużając sceny do granic możliwości, wydłużając zbliżenia na twarze, tak by wzbudzić w widzu jakieś poczucie niepokoju.
Adaś początkowo jest bierny. Tak jak widz w zasadzie tylko obserwuje tę rozgrywającą się w mieszkaniu groteskę; jest tu zaledwie gościem. Z czasem jednak zaczynamy dostrzegać na jego obojętnej twarzy jakiś smutek, troski, niespełnienie, które mocno zakorzenione są w przeszłości, właśnie w tym rodzinnym domu. Kilka retrospekcji pozwala zrozumieć, że bohater został w pełni ukształtowany już w dzieciństwie, to wtedy tworzyło się piętno, które na zawsze się w nim odcisnęło. A sytuacja w domu nigdy nie była inna; ten chłód, brak miłości, brak jakiegokolwiek związku między członkami rodziny, istniały od zawsze. Na przykładzie brata Adasia, Gigiego i jego rodziny, widać że utrwalone w dzieciństwie postawy przechodzą także na dzieci, a potem obijają się echem w ich własnym życiu. Z czasem główny bohater zaczyna brzydzić się tą obojętnością, próbuje przeciwstawić się rodzicom, wybucha żaląc się na wszystko, co go spotkało, ale nie uzyskuje żadnej odpowiedzi, nie doczekuje się żadnej reakcji. Jest w grze Marka Kondrata coś niesamowitego, coś hipnotyzującego. Nawet zamierzona sztuczność zdaje się być w jego wykonaniu naturalna, jego cierpienie widoczne jest jak na dłoni, nawet wtedy, gdy jego twarz nie wyraża absolutnie nic. Kondrat, razem z Łomnickim i Majdą dają tutaj wyjątkowy popis aktorstwa, tworząc postacie, które potrafią rozdrażnić i wzbudzić niechęć; nie pozwalają patrzeć na tych bohaterów z obojętnością.
Pod koniec filmu Koterski nieco już odchodzi od zastosowanej wcześniej formy. Przyspiesza trochę tempo, zostawiając tę mozolną obserwację życia rodzinnego za sobą. Adaś zaczyna działać, następuje kilka zwrotów akcji, a całość reżyser wzbogaca chrześcijańską symboliką. Stygmaty na dłoniach bohatera to jednak tylko kolejna oznaka jego niezasłużonego cierpienia, które wcale nie jest drogą do zbawienia, przynajmniej jeszcze nie na tym etapie. Nie ma tu już nadziei, jest raczej poddanie się i poczucie przegranej. Droga, na której trzeba zmagać się z sobą samym i z własną przeszłością, nie kończy się jeszcze wraz z końcem filmu, lecz prowadzi dalej.
Pierwszy pełnometrażowy fabularny film Marka Koterskiego to zaledwie zapowiedź tego, co autor będzie miał jeszcze do powiedzenia. Ale już tutaj widać zalążki jego specyficznego stylu, który będzie regularnie rozwijany przy okazji tworzenia kolejnych produkcji. Widać próby mierzenia się z polską rzeczywistością, w tym wypadku konkretnie – z polską rodziną. Z jednej strony tkwiącą w jakieś zamierzchłej tradycji, pielęgnującą pewne postawy, z drugiej – całkowicie pozbawioną życia, przyobleczoną w sztuczne pozory. I choć mijają lata, Dom wariatów zdaje się być ciągle aktualny.
Dom wariatów
Reżyseria: Marek Koterski
Scenariusz: Marek Koterski
Obsada: Marek Kondrat, Tadeusz Łomnicki, Bohdana Majda, Leszek Teleszyński i inni
Zdjęcia: Zbigniew Wichłacz
Muzyka: Jerzy Satanowski
Kraj: Polska
Gatunek: Dramat, Czarna komedia
Rok produkcji: 1984
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.