filmFilmy HorroryNowości Netflixrecenzja filmu

Co widać i słychać – recenzja filmu

Co widać i słychać to nowa propozycja Netfliksa dla wielbicieli szeroko pojętej grozy. Od razu jednak należy zaznaczyć – chociaż produkcja opiera się na motywie nawiedzonego domu, nie jest to typowy horror korzystający z tej tematyki. Do wątku duchów odnosi się w specyficzny sposób, a zdecydowanie większy nacisk kładzie jednak na psychologię postaci i relacje między nimi. Niestety, wcale to nie oznacza że w warstwie fabularnej film ma wiele do zaoferowania.

George Inness to jeden z najważniejszych przedstawicieli amerykańskiego malarstwa pejzarzowego. Przez większą część swojego życia malował poetyckie pejzaże, dzieła spokojne i pełne światła, do czasu kiedy pod wpływem filozofa Emanuela Swedenborga zainteresował się mistycyzmem religijnym. Wówczas w jego twórczości pojawiły się wątki melancholijne i mistyczne, a jego obrazy stały się zdecydowanie mroczniejsze. 

Specjalistą od Innessa jest właśnie bohater filmu, ambitny wykładowca George Clare, który otrzymuje posadę na uczelni w niewielkiej miejscowości. Wraz z żoną, malarką, i córeczką, opuszczają Manhattan i przenoszą się w nowe miejsce. Żona Georege’a, Catherine, zgodziła się na ten wyjazd, poświęcając przy tym swoją karierę. Na miejscu jednak George niechętnie przekonuje się, że nawet pośród innych wykładowców, bardzo silna jest filozofia Swedenborga, z kolei pozostająca sama w nowym domu Catherine zaczyna odkrywać jego mroczne sekrety związane z poprzednimi właścicielami.

Co widać i słychać jest wprawdzie kilka niezłych pomysłów, ale film rozjeżdża się zupełnie pod naporem wątków, które nie za bardzo ze sobą współgrają. Mamy tu bowiem wspomniane malarstwo Innessa, które choć kluczowe dla fabuły, potraktowane zostało po macoszemu; są wątki spirytualistyczne, jest mroczna przeszłość mieszkańców domu, ale też chociażby relacje George’a i Catherine. Film trwa dwie godziny, a można pomyśleć że każdy z tych wątków potraktowany został byle jak. Tymczasem scenariusz się dłuży, a większość scen jest mało ciekawa. 

Rozczarowanie – tak najprościej można określić film Co widać i słychać. Do produkcji przyciągnęła mnie przede wszystkim obsada, z nominowaną do Oscara za Manka Amandą Seyfried, ale zapomnijcie o jakichkolwiek aktorskich popisach. Film jak na horror zupełnie nie straszy, jak na dramat psychologiczny pozostaje opowieścią bardzo płytką, ale przede wszystkim nie potrafi przyciągnąć uwagi widza. Nudne i zwyczajnie kiepskie kino. 

Co widać i słychać. Reżyseria i scenariusz: Shari Springer Berman, Robert Pulcini; obsada: Amanda Seyfried, James Norton, Natalia Dyer, Rhea Seehorn, F. Murray Abraham, Alex Neustaedter; zdjęcia: Larry Smith; gatunek: horror; kraj: USA; rok produkcji: 2021.

ZOBACZ INNE

recenzja filmu

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.