filmrecenzja filmu

Powrót do klasyki – Charles martwy lub żywy. Alain Tanner – mocny początek Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Transatlantyk

Charles martwy lub żywy to debiutancki film Alaina Tannera, jednego z najważniejszych szwajcarskich reżyserów. Niewiele mówi się dzisiaj i pisze o Tannerze, chociaż szczyt jego kariery w latach 70. odwoływał się do medialnych i nośnych wydarzeń z 1968 roku. Omawiany tytuł zapowiada erę porzuconych nadziei, bitew toczonych w imię pięknych gestów, aktywności, które miały za cel opuszczenie swojego dotychczasowego życia i wprawienie świata w ruch. Nawet jeśli ten ruch jest tylko kolejnym krokiem w drodze do całkowitego zatracenia.

W myśl tego schematu toczy się życie Charlesa. Ucieczka z uporządkowanej rzeczywistości będzie dla niego pozbyciem się jednej rutyny (biurokratycznej i obłudnej), na rzecz innej (autentycznie skromnej), nie zaś radykalnym zerwaniem. Charles jest właścicielem dużej spółki zegarmistrzowskiej, której stery przejął po swoich przodkach. Już w pierwszej scenie słyszymy jak przedstawiciel pracowników dziękuje mu za możliwość pracy pod jego czujnym okiem „Pragniemy wyrazić dumę z przynależności do tej wspaniałej rodziny. Czujemy się nie jak pracownicy, ale członkowie jednej rodziny oddanej wspólnym ideałom”. Budowanie komunistycznego imperium stało się dla Charlesa codziennością. Szarość i beznadzieja życia zostaje tu podkreślona przez charakterystykę samego bohatera i jego otoczenia. Odtwórca głównej roli – François Simon, to miękki, pomarszczony i apatyczny starszy pan w muszce, uwieziony w bezwartościowym życiu. Udziela wywiadów, obserwuje się w lustrzanym odbiciu, rozmawia z innymi członkami zarządu. Wydaje się, że stagnacja jest mu pisana aż do końca. Nic bardziej mylnego. Charles zaczyna wątpić, a pierwszym krokiem do zmian, jest ucieczka do hotelu.

Alain Tanner idzie dalej. Tworzy ze swojego bohatera bezwładnego rewolucjonistę. Charles spotyka parę hipisów. On nosi długą brodę, ona jeszcze dłuższe włosy. Cieszą się, gdy mogą zatrzymać się na bezdrożach i wspiąć na żwirowy nasyp, a później, w ramach symbolicznego gestu zepchnięcia auta w przepaść, zerwać więź łączącą starszego mężczyznę z cywilizacją. Razem lądują w obskurnym mieszkaniu, gdzie między rozmowami, radością i kłótniami, mogą wykonywać najprostsze czynności: gotowanie, zajmowanie się zwierzętami, wyszukiwanie cytatów na każdy dzień. Tylko czy taki eksperyment ma prawu bytu w dłuższej perspektywie? Czy świat technologii i pieniędzy zapomni o swojej wieloletniej ikonie? Tanner daje jednoznaczną odpowiedź. Pesymistyczny finał jego obrazu, zapada w pamięć i wbija w fotel. Końcowy pejzaż: wysokie wieżowce, wielopasmowe autostrady, dźwięk syreny – naśladują amerykańskie kino science-fiction z lat 50., gdzie nie jest jasne, skąd zaatakuje zagrożenie: z góry, czy z wnętrza samych ludzi.

Charles martwy lub żywy zachowuje świeżość, mimo upływu lat. Należy się cieszyć, że Międzynarodowy Festiwal Filmowy Transatlantyk przypomina go szerszej widowni w ramach pasma Kultura wstrząsu. Nakręcony w poetyce francuskiej Nowej Fali, ma energię i siłę, ale jednocześnie kruchość filmowego debiutu. Zdjęcia Renato Berty są surowe, a gra François Simona na przemian zachwyca i drażni. Debiut Tannera to przede wszystkim manifest filmowy, z emocjami maja ’68, w którym całą gorycz rzeczywistości można wyrazić splunięciem ziemniakami, a dobrobyt Szwajcarii jest krytykowany w szkolnym wierszu. Czysta poezja w roli narzędzia przewrotu. Warto odnotować, że film w 1969 roku otrzymał Złotego Lamparta na festiwalu w Locarno (razem z trzema innymi filmami).

Charles martwy lub żywy. Reżyseria: Alain Tanner; scenariusz: Alain Tanner; obsada: François Simon, Marcel Robert, Marie-Claire Dufour, Jean-Luc Bideau; zdjęcia: Renato Berta; gatunek: dramat; kraj: Szwajcaria; rok produkcji: 1969.

FILM OBEJRZANY W RAMACH MIĘDZYNARODOWEGO FESTIWALU FILMOWEGO TRANSATLANTYK

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.