recenzja serialserial

Recenzja serialu „Nowy Papież”

Z Nowym Papieżem HBO mam pewne problemy. Bo to serial niejednoznaczny i nierówny. Niejednoznaczność jest akurat jego zaletą, tak jak była nią w pierwszym, emitowanym przed kilkoma laty sezonie. Telewizyjne objawienie Paolo Sorrentino z niespodziewanie doskonałą wręcz kreacją Jude’a Law, który wcielił się w młodego, atrakcyjnego biskupa wybranego głową katolickiego kościoła, wybornie łączyło sacrum i profanum, balansując na krawędzi absurdu i powagi, dotykając tematów ważnych tak z punktu widzenia katolików, jak i człowieka w ogóle, ale mierząc się z nimi w różny, często niekonwencjonalny sposób. Sorrentino szokował, był kontrowersyjny, a może nawet obrazoburczy? Jeśli chwalił katolickie wartości, to jednocześnie boleśnie piętnował przywary; ale jeśli obnażał brudy kościelnych hierarchów, to zawsze wskazywał też na ich wkład w walkę o godność człowieka na świecie. A wszystko to w gęstym sosie popkulturowej zabawy.

W drugim sezonie Sorrentino działa podobnie, ale – jak przystało na sequel – wszystkiego jest więcej. I o ile za pierwszym razem sprawdzało się to świetnie, o tyle tym razem fabularne pomysły często sprawiają wrażenie wymuszonych. Nie twierdzę, że Młody Papież był serialem subtelnym, ale Nowy Papież to już nieustanne przechodzenie od skrajności w skrajność.

Pamiętamy, że Pius XIII stracił przytomność podczas publicznego kazania. Okazuje się, że zapadł w śpiączkę, z której nie ma już szans się wybudzić (czyżby?). Kościół przeżywa trudne chwile. Po miesiącach bez lidera, kardynał Voiello i jego bliscy współpracownicy muszą wreszcie wybrać nową głowę kościoła. Wybór jest nader nietrafiony. Franciszek II początkowo sprawia wrażenie zupełnie nieświadomego swojego położenia, a przez to łatwego do kontrolowania, ale gdy tylko zwęszy władzę, wywróci życia kościelnych hierarchów do góry nogami. Zacznie od pozbawienia ich złotych ozdób i przywilejów, a następnie zaprosi do Watykanu uchodźców. Tymczasem będący w śpiączce Belardo zaczyna obrastać kultem świętego, opiekująca się nim zakonnica przeżywa seksualne uniesienia, a przedstawiciele włoskich elit szukają sposobu, jak ugrać jak najwięcej na wyborze papieża. To wszystko składa się zaledwie na pierwszy odcinek: absurdalny, groteskowy, świadomie przerysowany. I nie, nowy papież o którym mowa, to nie ten tytułowy „nowy papież”.

Wkrótce na scenę wkracza grany przez Johna Malkovicha brytyjski kardynał zmagający się z depresją i traumą po tragicznym wydarzeniu z dzieciństwa. Ekscentryk, dziwak, samotnik i uwodziciel zarazem – mimo że ma wielkie zasługi dla kościoła w Anglii, ostatnim czego pragnie, to Tron Piotrowy – znów zwolniony po nieoczekiwanej (czyżby?) śmierci Franciszka II. Mimo to Voiello i spółka zrobią wszystko, by to właśnie Brytyjczyk został kolejnym już nowym papieżem.

W drugim sezonie Sorrentino jeszcze mocniej idzie w skrajności, rozpychając serial tematami i konwencjami z iście barokowym przepychem: neonowe krzyże i elektroniczne brzmienia, terroryzm i uchodźcy, epatowanie seksem, czarny humor, i nieustanne prowokowanie. I znów – to prowokowanie było obecne w pierwszym sezonie i było jego zaletą. Ale cała ta popkulturowa zabawa nie odwracała uwagi od głębi serialu – od człowieka ukazanego zarówno w kontekście społecznym, jak i teologicznym. W Nowym papieżu niestety to, co jest istotą serialu, często rozmywa się pod naporem rozbuchanej prowokacji.

Nie znaczy to jednak, że tych pięknych momentów, ukazujących człowieka z całą paletą jego przywar i cnót, brakuje. Szczególnie w drugiej części, kiedy serial zaczyna się uspokajać. Znów jedną z najciekawszych postaci okazuje się Voiello, który pod maską genialnego choć egotycznego manipulatora, skrywa oblicze człowieka troskliwego i wrażliwego (na swój specyficzny sposób). To znów opowieść o tym, że dobro i zło obecne są nie tylko w obrębie danej grupy społecznej, ale przede wszystkim – w obrębie jednego człowieka.

Nowy papież to powtórka z rozrywki podniesiona do kwadratu. Ograne już przez Sorrentino pomysły są tu jeszcze mocniej akcentowane: barokowy przepych, prowokowanie, epatowanie skrajnościami. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem niestety sama opowieść na tym traci. Ale nawet wtedy, kiedy serial zdaje się być przekombinowany i wyrachowany, jest w nim, w jego bohaterach, coś fascynującego. Sorrentino nawet w obrębie jednego odcinka potrafi mnie tyle razy zniechęcić, co przekonać, i chociaż Nowy papież pozostaje serialem zdecydowanie nierównym, to wciąż wartym obejrzenia. 

Nowy papież. Twórca: Paolo Sorrentino; scenariusz: Paolo Sorrentino; obsada: Jude Law, John Malkovich, Silvio Orlando, Javier Camara, Cecile De France, Ludivine Sagnier, Henry Goodman, Maurizio Lombardi, Massimo Ghini, Kika Georgiou; zdjęcia: Luca Bigazii; muzyka: Lele Marchitelli; gatunek: dramat, komedia; rok produkcji: 2020; data premiery: 13 stycznia 2020.

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.